Zach
następne dwa tygodnie spędził na pracy. Robił zdjęcia, obrabiał
je i starał się sprawić, aby jego prace wyglądały jak najmniej
realistycznie. Choć koncept zakładał zawsze masakrę, musiał dbać
o nieujawnianie szczegółów. Mimo wszystko nikt oprócz niego nie
powinien wiedzieć, jak naprawdę powstawały jego zdjęcia. Był
jednak szczęśliwy, że może robić to, co kochał. Miał również
małą pomoc ze strony Lucy, która wspierała go we wszystkim.
Spędzali ze sobą większość czasu, choć nie zdecydowali się na
wspólne mieszkanie. Oboje zdawali sobie sprawę, że to bardzo zły
pomysł. W końcu by się pozabijali, a woleliby tego uniknąć.
Czuli, że im bliżej będą się poznać, tym większą nienawiścią
zaczną do siebie pałać. Było im dobrze w takim układzie, jaki
posiadali i nie chcieli tego zmieniać.
"Cokolwiek jest zrobione w miłości, zawsze przekracza ramy dobra i zła. "
Zakątek Cienia jest miejscem twórczej płodności wypuszczonej w świat przeze mnie (dalej zwaną Shadow), który skupia się na wszystkim i niczym, z naciskiem na "wszystko". Można tu przeczytać zarówno gorące yaoi, jak i wstrząsające swymi opisami mocne gore. Chętnych zapraszam do czytania i komentowania ^^ Dark Shadow
niedziela, 1 lipca 2018
Nowa Modelka - Krwawi Kochankowie
Susan obudziła się
w ciemnej piwnicy, leżąc nago na zimnej podłodze. Była związana,
a jej usta zakneblowano kawałkiem śmierdzącej odchodami szmaty.
Kobieta nie miała pojęcia, co się dzieje. Chciała tylko sobie
dorobić, a nagle znalazła się w sytuacji bez wyjścia. Po jej
policzkach popłynęły łzy bólu i bezsilności. Próbowała
poruszać rękoma, jednak liny były zbyt mocno zaciśnięte. Czuła,
że nigdy więcej nie obejrzy światła słonecznego. Miała jedynie
nadzieję, że nie trafiła na jakiegoś popaprańca, który będzie
ją torturował aż do śmierci. Susan wciąż pamiętała, co stało
się z jej bliską przyjaciółką, Veronicą. Pojechała na zlecenie
i już nigdy nie wróciła. Po kilku dniach ktoś odnalazł jej
poćwiartowane zwłoki w dużej walizce pośrodku parku. Na szczęście
sprawca został dość szybko złapany i teraz siedział w więzieniu.
Prostytutka wiedziała jednak, że takich świrów po świecie chodzi
wielu.
- Dzień dobry,
ptaszyno. - w piwnicy zapaliło się słabe światło. Do leżącej
na ziemi kobiety podeszła niska brunetka. - Mam nadzieję, że
dobrze spałaś. Czas na śniadanie, kochana. Spokojnie. Rozwiążę
cię, ale musisz być grzeczna. Inaczej przyjdzie Zły Pan i cię
ukaże. A tak? Może uda ci się uciec. - stwierdziła Lucy i zapięła
na szyi blondynki obrożę. Susan poczuła się gorzej niż
poprzedniego wieczora. Jednak względnie była wolna i mogła
rozprostować obolałe kości. Kobieta powoli podniosła się, lecz
już po chwili opadła na kolana. - Psy chodzą na czterech łapach,
a ty nie jesteś wyjątkiem. - warknęła brunetka i pociągnęła
więźniarkę za sobą.
- Wyprowadzasz naszą
suczkę na spacer? - Zach stał w ciemni i porządkował swoje
rzeczy. Spojrzał na Lucy, a po chwili ich wargi spotkały się w
krótkim, czułym pocałunku. - Tylko pamiętaj żeby po niej
posprzątać. Inaczej wytrę szczyny jej kłakami.
- Spokojnie. -
brunetka machnęła na kochanka i pociągnęła blondynkę za sobą
do wyjścia na taras. Zach z samego rana rozłożył w ogrodzie
rozłożył duży namiot oraz parasole, przez co sąsiedzi nie byli w
stanie dostrzec niczego, co działo się na posesji obok. Lucy
wyciągnęła prostytutkę na zewnątrz. - Radzę załatwić się
teraz, bo jak zrobisz to w piwnicy to będzie z tobą naprawdę
krucho.
Prostytutka nie
wierzyła w to, co ktoś kazał jej robić. Wyobrażała sobie wiele
obrzydliwych rzeczy, jednak nie to. Nawet gdyby chciała teraz zrobić
siku to nic by nie wyleciało. Kobieta usiadła na trawniku i
spojrzała błagalnym wzrokiem na Lucy. Ta jednak pokręciła głową
i gestem ręki wskazała jej ziemię. Kazała się jej wysikać, aby
później nie było żadnych wypadków. Gdy Susan pokręciła głową,
Japonka straciła cierpliwość. Kopnęła blondynkę w brzuch tak
mocno, że ta poczuła jak po jej nogach spływa gorąca ciecz. Ze
łzami w oczach spojrzała na ziemię, gdzie tworzyła się żółta
kałuża. Lucy westchnęła głęboko.
- Mówiłam ci coś.
Rób to, co każę albo będę bardzo niemiła. - stwierdziła i
złapała kobietę za włosy, ciągnąc jej głowę ku górze. - Masz
do wyboru dwie opcje. Miłą i nieprzyjemną. Ja albo on. Wybieraj. -
warknęła, patrząc prostytutce w oczy. W końcu ta pokiwała głową
i wskazała gestem na brunetkę. - Mądra dziewczynka. W kuchni jest
dla ciebie jedzenie i radzę zjeść wszystko. Potem zobaczysz, co
dla ciebie mamy.
Lucy zaciągnęła
zapłakaną kobietę to kuchni i pokazała jej palcem na miskę z
psim jedzeniem, która stała pod stołem. Dziewczyna przywiązała
smycz do nogi stołu i wrócił do swoich obowiązków. Uprzedziła
ofiarę, aby niczego nie kombinowała, bo źle się to dla niej
skończy. Usunęła knebel z jej ust i nawet podała szklankę wody.
Później wręcz wcisnęła twarz Susan do miski z jedzeniem. Później
kontynuowała przygotowywanie lunchu.
- Kochanie! -
zawołała, ustawiając na stole miskę z sałatką oraz talerz z
tostami. - Jedzenie gotowe!
- Już idę! - Zach
wychylił się z ciemni, a już po chwili wchodził do kuchni. Miał
na sobie robocze ubrania, całe ubrudzone w smarze i dziwnej zieleni.
Wytarł ręce w ścierkę i usiadł do stołu. - Wyprowadziłaś już
psa? Załatwiła się jak trzeba czy musiałaś jej pomóc?
- Tym razem
pomagałam, ale wierzę, że następnym razem sama to zrobi. -
odparła dziewczyna, sprawdzając kobietę pod stołem. - Po jedzenie
wyprowadzę ją jeszcze raz żeby opróżniła to i owo.
Zach przytaknął
kochance i zabrali się do jedzenia. Żartowali przy tym i całkiem
dobrze się bawili. W pewnym momencie Susan przerwała im rozmowę,
co spotkało się z bardzo gniewną odezwą blondyna. Chłopak kazał
kobiecie po dobroci skończyć jedzenie albo będzie z nią rozmawiał
swoimi pięściami. Prostytutka w końcu zmusiła się do jedzenia,
czując jak zbiera się jej na wymioty. Przeczuwała, że jakby coś
się jej ulało to zostałaby skatowana. Postanowiła więc poczekać
do kolejnego „spaceru” po ogrodzie. Może tam nie dostanie tak
srogiej kary. Trochę się pomyliła, ponieważ Lucy nie pozwoliła
jej wyjść na zewnątrz bez knebla. Wsadziła w jej usta tą samą,
brudną i śmierdzącą szmatę, co jedynie spowodowało w kobiecie
wzmożony odruch wymiotny. Ponadto została po raz kolejny
upokorzona, gdy musiała zesrać się na trawę, a później po sobie
posprzątać. Susan w pewnym momencie poczuła, że woli umrzeć niż
dalej być tak poniżana. Z ulgą przyjęła powrót do ciemnej
piwnicy, gdzie mogła w spokoju płakać i nikt nie zwracał na nią
uwagi. Nagle przypomniał się jej alfons, który nigdy nie był zbyt
uprzejmy, ale za dobrego loda potrafił okazać dobroć. Tutaj nawet
nie mogła liczyć na zwykłą toaletę.
Farsa Zach’a i
Lucy trwała przez kolejne trzy dni. Zajmowali się swoim pieskiem
najlepiej jak potrafili. Co prawda nie zawsze im wychodziło, ale
próbowali z całych sił. Szczególnie Japonka, która nazywała
Susan „Yami”. Uznawała to za bardzo nostalgiczne, jednak ironia
pozostała w tym przez wszystkie lata. W końcu jednak Zach
postanowił ukrócić całą szopkę. W przeciwieństwie do Lucy
wiedział, że nie może pozwolić sobie na przedłużanie
przedstawienia. Musiał zrobić to, co wychodziło mu z kobietami
najlepiej.
- Teraz pobawimy się
na moich zasadach, bo już za długo tu siedzisz. W końcu ktoś
zacznie coś podejrzewać, a tego byśmy nie chcieli. Ja bym nie
chciał, bo twoje zdanie mam głęboko w poważaniu. A teraz możesz
sobie płakać, błagać i krzyczeć. Nikt cię nie usłyszy. Bo
widzisz… to pomieszczenie jest dźwiękoszczelne, nawet jeśli
znajduje się poza budynkiem. - wyjaśnił z lekkim uśmiechem i
kucnął przed przerażoną Susan. - Kocham ten widok. Strach i łzy…
to jest właśnie to, co nakręca mnie najbardziej. - dodał z
uśmieszkiem i pociągnął do góry łańcuch, do którego przypięta
była kobieta. Po krótkiej chwili wisiała już kilka centymetrów
nad ziemią. - Nie zrozum mnie źle. W innych okolicznościach może
bym cię przeleciał i zapłacił, a nawet dał napiwek. Niestety z
dziwkami się nie rucham, bo nie lubię chorować na wenery, które w
sobie nosisz. Dlatego zwyczajnie cię zabiję. No dobra. Żartowałem.
Będziesz cierpieć przez długie godziny, więc możesz już zacząć
się modlić.
Zach zaśmiał się
głośno i podszedł do stolika ukrytego w kącie pomieszczenia.
Założył na siebie foliowy fartuch oraz gumowe rękawice. Słyszał,
że jego ofiara zaczyna się szarpać i skomleć, ale zupełnie go to
nie obchodziło. Gdy był już gotowy, wybrał sobie pierwsze
narzędzie zbrodni. Na początek postanowił użyć pistoletu
tapicerskiego. Wrócił z nim do kobiety i posłał jej piękny
uśmiech. Przystawił pistolet do jej ramienia i pociągnął za
spust. Zszywka idealnie weszła w miękkie ciało. Jednak nie tam
Zach planował ich używać. Wyciągnął więc śrubokręt z
kieszeni spodenek, po czym wyrwał metalowy, gruby drut z ramienia
Susan. Kilka kropel krwi wypłynęła z ranek. Blondyn uśmiechnął
się i przystawił pistolet do wzgórka łonowego ofiary. Aby
dokładnie wykonać swoją pracę, musiał kucnąć. Zaczął równo
zszywać ze sobą wargi sromowe prostytutki, która pod wpływem bólu
zaczęła się kręcić. To jednak nie zrażało oprawcy.
- Nie uciekniesz,
więc się nie wyrywaj. Im szybciej to skończę, tym szybciej
przejdziemy dalej. - warknął, a kolejne zszywki trafiały już w
przypadkowe punkty. W końcu chłopak poderwał się i uderzył
kobietę pistoletem w twarz. - Miałaś się, kurwa, zachowywać jak
posłuszny kundel, pierdolona dziwko! - warknął i jeszcze
kilkukrotnie uderzył ofiarę. - Jakie wy jesteś głupie. Tępe
cipy, z którymi nie da się współpracować jak z ludźmi. Trzeba
was traktować tak jak na to zasługujecie. Jak zwykłe szmaty, które
nie nadają się nawet do wytarcia gówna po psie. Głupia, zawszona
dziwka z rozjebaną pizdą. Że też muszę się za każdym razem
powtarzać jak zacięta płyta. Karaluch zasługuje na więcej
szacunku niż ty.
Widać było, że
Zach pożegnał się ze swoją cierpliwością, której i tak
okazywał za dużo. Cisnął pistoletem tapicerskim w kąt z taką
siłą, że narzędzie roztrzaskało się o ścianę. Zdecydowanym
krokiem podszedł do stołu i sięgnął po to, co pierwsze wpadło
mu w ręce. Był to kij baseballowy. Wrócił z nim do kobiety i
zaczął ją na oślep okładać trzymanym narzędziem. Susan wyła z
bólu mimo szmaty wetkniętej w usta. Kiedy Zach w końcu od niej
odstąpił, z radością obserwował swoje dzieło. Połamane żebra.
Obite nogi. Wiele siniaków na ciele. Jednak po chwili znów wpadł
we wściekłość, gdy Susan ordynarnie zaszczała mu podłogę.
Chłopak miał w zwyczaju karać każdą kobietę, która nie
przestrzegała zasad. Zwolnił łańcuch, a dziwka spadła w kałużę
swoich własnych odchodów. Wciąż była przytomna.
- Twarda z ciebie
sztuka, dziwko. Ale mocniejsze od ciebie potrafiłem złamać. Jesteś
dla mnie niczym. Kompletnym zerem. - warknął i przycisnął nogę
do klatki piersiowej ofiary. Ciężkim butem uszkodził skórę oraz
jedną z piersi, na której powstała spora rana. Splunął na twarz
kobiety i podszedł do drzwi. - LUCY! Przynieś mi sól! - krzyknął
i założył ręce na torsie. Wyglądało na to, że dostał
odpowiedź. - Teraz! Jest mi to potrzebne teraz, bo nie będę tej
dziwki dalej trzymał w piwnicy! Muszę skończyć swoją pracę na
konkurs i dobrze o tym wiesz! - warknął i zaczął delikatnie
uderzać stopą o podłogę. W końcu z drzwi wyłoniła się niska
brunetka. - No łaskawie mi to przyniosłaś… tak jakbyś miała co
innego do roboty.
- No wyobraź sobie,
że mam. W przeciwieństwie do ciebie moja praca jest trochę
bardziej wymagająca. - odparła ostro dziewczyna, patrząc do góry
na swojego kochanka. - Całymi dniami się bawisz lub opierdalasz, a
na sam koniec mówisz mi, że ci się spieszy. Lepiej planuj sobie
dni to może nie będziesz musiał zapierdalać przed deadlinem.
- Nie bądź taka
mądra. Mażesz pędzelkiem po tym swoim płótnie i myślisz, że to
się nazywa pracą? - Zach parsknął śmiechem i odwrócił wzrok. -
Żałosne.
- Zaraz ty będziesz
żałosny jak postanowię spełnić swój pierwotny plan co do
ciebie. - Lucy pchnęła swojego kochanka, który zatoczył się na
stół z narzędziami. - Prosisz się o to już od wczoraj i
przysięgam na grób Yamiego, że w końcu wypatroszę cię jak rybę.
- Nie żartuj,
dobrze? Co mi możesz zrobić? Połaskotać po brzuszku swoimi
paluszkami? - zakpił, patrząc kochance w oczy. - Bądźmy ze sobą
szczerzy. Jesteś tutaj, bo jeszcze mi się nie znudziłaś. Ale to i
tak nie jest przesądzone, bo ja się bardzo szybko męczę i lubię
zmieniać partnerki.
- Spróbuj tego, co
potrafię, blondasku z ulicy. Pamiętaj, że siedzimy w tym razem.
Wystarczy jeden telefon i ciągnę cię na dno ze sobą. Nawet, jeśli
zdążysz mnie zabić. - Lucy uśmiechnęła się podle, delikatnie
przekręcając głowę na bok. Po chwili jednak już wisiała na szyi
Zac’a, całując go namiętnie. - Nie przelewaj na mnie swojej
wiecznej frustracji, bo na to nie zasługuję. Jasne?
- Wybacz. Ta dziwka
mnie wkurwiła. - blondyn westchnął ciężko i wtulił twarz w
rozpuszczone włosy kochanki. - Obiecuję, że ci to wynagrodzę. Co
powiesz na kolację?
- Będę gotowa, ale
skończ pracę szybko, bo moja cipka już tęskni. - Lu zeskoczyła z
chłopaka i pomachała swojej suczce na pożegnanie. Później
zniknęła z bunkra, zatrzaskując za sobą drzwi.
Zach zaśmiał się
krótko i zabrał ze stołu sól oraz nóż. Susan patrzyła na niego
przerażonym wzrokiem, bojąc się tego, co niedługo miało nadejść.
Próbowała odczołgać się do kąta, jednak ból w całym ciele
skutecznie jej to uniemożliwił. Zach ponownie nadepnął na
kobietę, mocno przyszpilając ją do ziemi. Przesunął stopą w
dół, zdzierając naskórek z pleców Susan. Blondyn zaczął
posypywać solą powstałe rany, z których delikatnie wypływała
krew. Kobieta ponownie zaskomlała z bólu. To nie wywołało w
oprawcy najmniejszego cienia zainteresowania. Chłopak ponownie
podwiesił Susan na łańcuchu i spojrzał w jej zapłakane oczy,
które jednak dość szybko zamknęła. Dostała za to w twarz.
Wstrząsnął nią spazm płaczu, którego nie potrafiła
kontrolować.
Blondyn pokręcił
jedynie głową i złapał prostytutkę za uszkodzoną wcześniej
pierś. Sięgnął po swój nóż i zaczął oglądać ciało
kobiety. W końcu westchnął i wbił ostrze w miękką tkankę
tłuszczową. Przekręcił narzędzie w dłoni, po czym zaczął
odcinać pierś Susan. Ból był tak silny, że w końcu zemdlała.
Niestety Zach nie pozwolił jej cierpieć w nieświadomości. Ocucił
ją uderzeniem z łokcia w brzuch i wyciągnął z jej ust szmatę.
Kobieta zaczęła błagać o spokój i śmierć. Jednak na to Zach
nie mógł się zgodzić. Nie tak szybko. Pragnął, aby dziwka
cierpiała jak najdłużej.
Gdy pierś Susan
wylądowała w metalowym wiadrze, Zach zaczął przesuwać dłonią
po jej żebrach. Tam, gdzie czuł złamanie, zacinał skórę i
wyciągał obcęgami złamane kości. Na tym jednak nie poprzestał.
Kilka żeber zostało nienaruszonych, więc musiał użyć młotka i
połamać je, aby wydobyć je ze zwałów tłuszczu i mięśni.
Klatka piersiowa kobiety zapadła się. Zach obserwował jak płuca
zaciekle walczą z ciasną przestrzenią o kolejne oddechy. Blondyn
ponownie użył noża, aby otworzyć klatkę piersiową dziwki. Z
fascynacją oglądał jak serce kobiety szybko bije. Postanowił
zrobić to, co czego jeszcze nigdy wcześniej nie robił. Wbił nóż
w udo Susan i zakrwawioną dłoń zacisnął na najważniejszym
organie jej ciała. Czuł jak serce pompuje krew. Było słabe.
Bezbronne. W końcu serce nie potrafi się bronić. Nie przy czymś
takim. Zach zacisnął palce, powoli miażdżąc duży mięsień.
Nagle jednak zabrał dłoń i stanął w pewnej odległości od
swojej ofiary. Wpadł właśnie na pomysł najlepszego zdjęcia pod
słońcem. Spuścił Susan na ziemię, a jej bezwładne ciało opadło
z plaśnięciem na ziemię. Chłopak wygrzebał z wielkiego pudła
wiertarkę oraz pudło z wiertłami i wkrętami. Później podszedł
do wolnej ściany i zabrał się do pracy.
Gdy skończył,
dziwka została przywiercona do betonu. Jednak kilka razy jej ciało
spadło na podłogę. Zach musiał użyć więc prętów
zbrojeniowych, które pozostały po budowie bunkra. Po przeszło
dwóch godzinach walki, Susan wisiała na ścianie i powoli
dogorywała. Blondyn tym razem nie planował skracać męki ofiary i
pozwolił, aby z licznych ran sączyła się krew, która tworzyła
uroczą kałużę na ziemi. Dzięki temu, że dziwka była
unieruchomiona, Zach mógł przejść do dalszych obróbek ciała
przed sesją zdjęciową. Dokładnie wyciął skórę wokół serca
kobiety, które zaczynało coraz wolniej pracować. Później wyciął
drugą pierś i obie przytwierdził gwoździami do dłoni ofiary. Na
samym końcu rozciął brzuch kobiety i zaczął wywlekać na wierzch
jej wnętrzności, z których utworzył spódnicę swojej modelki. Na
skrajnych punktach używał gwoździ. Ostatnim ruchem było
oderżnięcie głowy i wsunięcie jej w pustą przestrzeń brzuszną.
Zeszło mu się, ale przed północą jego dzieło było gotowe.
- Lucy! Chodź do
mnie na chwilę! Taką krótką! - krzyknął, stojąc przy lekko
uchylonych drzwiach. Zaraz jednak wrócił do swojej ofiary i zaczął
ją oglądać.
- No? Zajęta
jestem. - Japonka weszła do ciemnego bunkra i stanęła obok
kochanka. - Jesteś popaprany w chuj. Ale to mi się podoba.
Skończyłeś już? Bo kolacja czeka na ciebie od kilku godzin.
- Zastanawiam się
jeszcze, że nie ukazać mózgu. Wolną część położyłbym na
szyi. - odparł spokojnie, analizując swoją pracę.
- Długo ci się z
tym zejdzie? - Lu spojrzała na partnera z uwagą. - Mogę ci pomóc,
jeśli chcesz. Miałam iść się kąpać, więc teraz to już mi nie
zależy. - dodała z lekkim uśmiechem.
Zach pokiwał lekko
głową. Wspólnie z brunetką odcięli górną część czaszki
Susan. Ich oczom ukazał się różowiutki mózg. Blondyn pocałował
kochankę, brudząc jej twarz krwią. W końcu jednak ponownie
umieścił głowę w brzuchu, jednak musiał wyciąć sporo skóry,
aby mózg był dobrze widoczny. Natomiast pozostały fragment czaszki
umieścił w umówionym miejscu. Dzieło było skończone i pozostało
jedynie zrobienie zdjęć oraz pozbycie się ciała. Lucy wiernie
pomagała kochankowi w jego pracy, aby jak najszybciej ją skończyć.
Zaczynała się nudzić samotnie na górze i potrzebowała żywego
towarzystwa. Choć płótno i farby niegdyś potrafiły zająć ją
na wiele godzin, teraz chciała jakiejś odmiany. Żartowała sobie z
kochankiem, który wydawał się weselszy i szczęśliwszy niż
kiedykolwiek wcześniej. Lucy zrozumiała, że to właśnie
morderstwa budują Zach’a, którego tak bardzo pokochała. Byli ze
sobą krótko, jednak nie potrafiła powstrzymać tego czułego
uczucia, które pojawiało się w jej głowie za każdym razem, gdy
wspominała kochanka. Nawet jeśli nie padły między nimi żadne
zobowiązujące słowa, dziewczyna miała swoje własne spojrzenie na
całą sytuację. Według niej nie liczyły się słowa, a gesty.
Zach był dla niej miły, czuły i kochany. Nawet, jeśli kilka
godzin wcześniej się pokłócili o dość trywialną rzecz.
Brunetka nie przejmowała się tym. Nie potrafiła chować urazy do
partnera zbyt długo. Jedynym pytaniem jakie sobie zadawała było
„Czy będę potrafiła go zabić?”. Lucy nie potrafiła
odpowiedzieć sobie szczerze na tak trudną kwestię. Możliwe, że
nie. Jednak nie planowała doprowadzić do sytuacji, w której
musiałaby się nad tym zastanawiać.
Nim się obejrzała,
Zach skończył swoją pracę, a kolejne kawałki martwej dziwki
znikały w beczce z kwasem. Lucy posprzątała po zabawach chłopaka
i wspólnie udali się na górę, aby odpocząć. Po prysznicu
usiedli razem na kanapie w salonie. Oglądając jakiś głupi program
w telewizji, zajadali się pizzą i popijali to piwem. Żadne z nich
nie myślało już o kobiecie, która jeszcze rano towarzyszyła im
podczas śniadania. Było im dobrze we dwójkę. Każde z nich powoli
zaczynało myśleć, że nie poradzi sobie bez drugiego.
Kolejny Krok - Krwawi Kochankowie
Gdy Zach obudził
się kolejnego ranka, był w łóżku sam. Rozejrzał się po swojej
sypialni i przetarł twarz dłońmi. Prawie uwierzył, że poprzedni
dzień wydarzył się jedynie w jego snach. Jednak rany na nodze i
dłoni wskazywały na coś zupełnie innego. Ponadto jego fiut był
obolały i nosił ślady krwi. Blondy powoli podniósł się z łóżka
i zaczął kuśtykać do kibla żeby się odlać. Jednak w drodze do
łazienki za trzymał się. Usłyszał, że ktoś jest w jego domu.
Zastanawiał się czy to wciąż Lucy, czy może ktoś inny
postanowił splądrować posiadłość.
Brutalny Początek - Krwawi Kochankowie
Lucy w momencie
przekroczenia bram akademii czuła, że jest najszczęśliwszym
człowiekiem na świecie. Wreszcie wiedziała, czego tak naprawdę
pragnęła przez całe życie. Nie liczyło się nic, co zdarzyło
się wcześniej. Teraz mogła zacząć wszystko od nowa. Odetchnęła
pełną piersią, a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech. Nie
zwracała uwagi na ludzi wokół niej, którzy rzucali jej krzywe
spojrzenia. Wiedziała, że jest dziwadłem. Długie, czarne i źle
obcięte włosy związane w wysoki, niedbały kucyk, kredowa cera o
niezdrowej poświacie. Niska, wychudzona, ubrana w za duże dresy.
Pod pachą dzierżyła ogromną teczkę na swoje obrazy, która
wydawała się być większa od niej samej. Dzielnie jednak szła
przed siebie, pewna każdego swojego posunięcia. Mocno ścisnęła
zestaw swoich pędzli, które tak niedawno posłużyły jej jako
śmiertelna broń. O tym jednak nie wiedział nikt.
Smutny Los Pieska - Krwawi Kochankowie
Dom rodziny Suzukich
znajdował się na odludziu, jednak nikomu to nie przeszkadzało.
Młoda para po emigracji z japońskiej prowincji zamieszkała w
pierwszym lepszym budynku, który został im zaproponowany przez
dewelopera. Nie mieli nic przeciwko brakowi sąsiadów czy innych
ludzi wokół nich. Dzięki temu mogli cieszyć się bezwzględnym
spokojem oraz brakiem zagrożenia ze strony zawistnych jednostek. To
właśnie w tym niewielkim, bielutkim i zadbanym domku urodziła się
mała Lucy Suzuki. Poród odebrał lekarz rodzinny w środku nocy,
kiedy to Mei zaczęła rodzić. Lucy przyszła na świat dokładnie o
czwartej nad ranem.
Pierwsza Krew - Krwawi Kochankowie
Wiosna była magicznym okresem roku, kiedy to całe
uśpione na zimę życie powracało i budziło się z długiego snu z
ogromną mocą. Ulice i parki usiane były zieleniejącymi drzewami,
kwitnącymi kwiatami oraz mnóstwem ptaków i robaczków. Zakochane
pary chętnie chwaliły się swoimi uczuciami całemu światu,
oblegając kawiarniane stoliki czy też kinowe kanapy. Gdzie nie
spojrzeć, tam dwójka zapatrzonych w siebie ludzi, którzy świata
poza sobą nie widzieli. Jednak w każdym społeczeństwie istniały
odrębne jednostki, które nie miały się czym pochwalić.
Objęcia Anioła - Asylum
„Ciemność. Strach. Pot. Łzy. Krew. Czy naprawdę
tak wygląda prawdziwe życie? Droga ucieczki jest niedostępna… Tutaj panuje
jedynie szaleństwo… ~ A.B.”
****
Nad spokojnym miasteczkiem powoli zapadał zmrok.
Wiatr delikatnie poruszał koronami zielonych drzew, a ostatnie promienie słońca
rzucały złowrogi cień na budynki. Świat otulał się mrokiem niezmąconym
latarniami ulicznymi czy światłami domów. Ludzie skryli się bezpiecznie w
ciepłych domostwach, ciesząc się ciepłem pieleszy. Ulice szemrały odgłosem
kanalizacji oraz wiatrem, który co rusz podrywał śmieci z ulicy, niosąc je ze
sobą kilka metrów dalej. W bladym blasku księżyca dało się wyłapać
przebiegające drogą szczury lub bezdomne zwierzęta. One również szukały
schronienia przed wszechogarniającą ciemnością, która z miłością przytulała do
siebie kolejne elementy urbanistyki. Światło księżyca nie walczyło z mrokiem.
Niebo pokryło się gęstymi, czarnymi chmurami.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)





