niedziela, 1 lipca 2018

Smutny Los Pieska - Krwawi Kochankowie




Dom rodziny Suzukich znajdował się na odludziu, jednak nikomu to nie przeszkadzało. Młoda para po emigracji z japońskiej prowincji zamieszkała w pierwszym lepszym budynku, który został im zaproponowany przez dewelopera. Nie mieli nic przeciwko brakowi sąsiadów czy innych ludzi wokół nich. Dzięki temu mogli cieszyć się bezwzględnym spokojem oraz brakiem zagrożenia ze strony zawistnych jednostek. To właśnie w tym niewielkim, bielutkim i zadbanym domku urodziła się mała Lucy Suzuki. Poród odebrał lekarz rodzinny w środku nocy, kiedy to Mei zaczęła rodzić. Lucy przyszła na świat dokładnie o czwartej nad ranem.
Była zdrową, śliczną dziewczynką o głębokim, ciemnym spojrzeniu. Jako noworodek często śmiała się do swoich kochających rodziców, umilając im tym samym spokojne dni. Lucy rosła jak na drożdżach. Nigdy nie brakowało jej niczego. Miała zabawki, a kolegów zdobywała podczas samotnych wypraw na pobliskie osiedla. Zawsze jeździła na swoim trójkołowym rowerku w kolorze intensywnej czerwieni. Szybko okazało się, że to jeden z najbardziej ulubionych kolorów małej Japonki. Czarne włosy zawsze nakazywała wiązać w dwa, wysokie kucyki i musiały być ozdobione krwistymi wstążeczkami. Mei i Yutaro nigdy nie widzieli w tym nic niezwykłego. Dzieci mają silną osobowość i zawsze wiedzą, czego chcą lub nie chcą.
Lucy miała wiele pragnień, ale młodsze rodzeństwo nigdy do nich nie należało. Dziewczynka czuła się dobrze w pojedynkę. Jednak w dniu siódmych urodzin dowiedziała się, że za kilka miesięcy na świat przyjdzie jej malutki braciszek. Lucy nie ucieszyła się z tego faktu i nie omieszkała okazać tego rodzicom. Po krótkiej kłótni zrzuciła swój tort ze stołu i zamknęła się w swoim pokoju. Wtedy też odkryła, że nienawidzi towarzystwa bliższego niż kumple z podwórka. 
Nie chciała rodzeństwa, a w jej młodziutkim umyśle pojawiła się makabryczna myśl o zabiciu nienarodzonego brata. Choć jeszcze go nie poznała to już wiedziała, że musi się go pozbyć. Jednak z jej planów nic nie wyszło. Krótko po jej urodzinach nadeszły letnie wakacje i dziewczynka została wywieziona przez ojca aż do Japonii, gdzie miała spędzić całe dwa miesiące u dziadków. Ku jej wielkiemu zaskoczeniu nikt nie przyjechał do niej pod koniec przerwy od szkoły. Gdy zapytała babci, co się dzieje, ta jedynie wzruszyła ramionami.
Na drugi dzień Lucy została zaprowadzona do pobliskiej szkoły, gdzie miała skończyć swoją edukację. Dziewczynka szybko zrozumiała, że została porzucona przez własnych rodziców. Dzięki temu zapałała jeszcze większą nienawiścią do swojego małego braciszka, którego widziała jedynie na zdjęciach. Wiedziała, że musi się go pozbyć za wszelką cenę i odzyskać niepodzielną uwagę oraz miłość rodziców.
Lucy do Ameryki powróciła dopiero po pięciu latach. Nie była jednak już tą samą dziewczynką, która poleciała na letnie wakacje do Japonii. Praktycznie cały czas milczała i rzucała rodzinie krzywe spojrzenia. W jej szafie zagościła czerń, która kryła się również w sercu nastolatki. Lucy jednak porzuciła plan zamordowania młodszego brata, który zazwyczaj trzymał się od niej z daleka. Nie proponował jej głupich zabaw i nie ośmielał się proponować towarzystwa. Choć był jeszcze mały to miał swój rozum. Wolał więc spędzać czas na zabawach z psem, którego kupili dla niego rodzice. Był to pocieszny, biały labrador o bystrych oczach. Leo nazwał go Yami i chętnie bawił się z nim w ogrodzie. Rzucał mu piłkę lub patyk, a w cieplejsze dni brał wąż ogrodowy i pluskał się z nim w chłodnej wodzie. Chłopiec jednak nie wiedział, że z góry zawsze obserwuje go Lucy, która jedynie zaciskała zęby i pięści, powstrzymując swoją nienawiść do rodziny, psa i świata.
- Chcę malować. - oznajmiła pewnego słonecznego dnia, stojąc przed rodzicami w czarnej sukience sięgającej do kolan. Trzymała w dłoni głowę swojego ulubionego pluszaka, Pana Pandy. Patrzyła na rodziców pustym wzrokiem, a z jej twarzy nie dało się wyczytać żadnych emocji. Rodzice posłusznie zgodzili się na życzenie córki i od tamtej pory nastoletnia Lucy rozpoczęła swoją karierę artystki.
Obrazy, jakie wychodziły spod ręki Lucy nie nadawały się do pokazywania światu. Zazwyczaj przedstawiały krwawe sceny mordów lub tortur. Państwo Suzuki często próbowali dowiedzieć się czegoś o pracach córki, jednak ta nigdy nie udzieliła im odpowiedzi. Przez pierwsze miesiące starali się zaakceptować hobby Lucy, jednak z czasem było tylko gorzej. Dziewczyna przestała spędzać czas z rodziną i całkiem skupiła się na doskonaleniu swoich umiejętności. Z każdym kolejnym dziełem, obrazy bardziej przypominały sceny masowych masakr niż rysunki czternastoletniej nastolatki. Lucy jednak nie przejmowała się zmartwieniem rodziców. Dla niej istniał jedynie jej świat makabry, krwi i horroru. Półki w pokoju zapełniły się tomami przerażających książek lub płytami z ciężką muzyką.
Lata płynęły, a Lucy nie zmieniała się. Najlepiej czuła się w swoim własnym towarzystwie. Wolne od szkoły chwile spędzała w pokoju, tworząc kolejne, krwawe obrazy. W wakacje tuż po jej siedemnastych urodzinach, rodzice oznajmili jej, że chcą wyjechać na tygodniowy urlop. Dziewczyna stwierdziła, że nigdzie się nie wybiera. Postanowiła spędzić ten czas samotnie, opiekując się psem. Choć rodzice nie chcieli się na to zgodzić, bo długich debatach uznali, że przystaną na propozycję córki. I tak, po kilku dniach, Lucy pożegnała rodzinkę i została sama. Wreszcie mogła być sobą i tylko sobą. Nikt nie patrzył jej przez ramię, nie zadawał pytań i miała zupełny spokój. Tak było do czasu.
Yami wyczuwał swoim psim zmysłem, że jego opiekunka jest kimś złym. Trzymał się od niej z daleka i raczej leżał samotnie w salonie. Jednak pewnego dnia zaczął strasznie ujadać. To całkiem wyprowadziło Lucy z równowagi. Siłą zaciągnęła szczekającego kundla do piwnicy i tam go zamknęła. To jednak na nic się nie zdało. Yami zaczął ujadać jeszcze bardziej. Dziewczyna poczuła nagły przypływ niekontrolowanej złości, która szybko przerodziła się w ogromną agresję. Choć pies nie zrobił jej niczego złego to skończył marnie. Lucy znęcała się nad nim do momentu, w którym pies zdechł. Dziewczyna dopiero po chwili zdała sobie sprawę, z tego, co zrobiła. Niestety stało się. Nie żałowała tego, do czego sama doprowadziła. Po tym jak zawinęła psiaka w plastikowy worek, posprzątała całą krew i przebrała się. Ubrania również spakowała razem z psem. Później wzięła z szopy na narzędzia ojca łopatę. Wykopała pod płotem głęboki dół i wrzuciła do niego zwłoki Yamiego. Na świeżej ziemi posadziła przypadkowe kwiaty i jak gdyby nigdy nic wróciła do swoich zajęć.
Zaginięcie psa nie było trudne do wyjaśnienia. Yami uciekł i już więcej nie wrócił. Choć rodzice nie chcieli do końca w to wierzyć, to nie mieli podstaw, by oskarżyć o cokolwiek córkę. Właśnie tą historią rozpoczęła się krwawa przygoda Lucy i zwierząt, które pojawiały się w ich domu. Leo nie mógł cieszyć się żadnym pupilem, gdyż każdy ginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Jedyną osobą, która wiedziała o wszystkim była Lucy. Jej cmentarzysko powiększało się z każdym kolejnym zabójstwem, jednocześnie powiększając swój kwiecisty ogród. Jednak jej największą dumą był krzak róży, który wyrósł na zwłokach Yamiego.
Rodzice Lucy przestali przejmować się tym, co robi ich córka. Nie mieli do tego sił. Dziewczyna znikała na noce, miała dziwnych znajomych. Często wracała pijana lub naćpana i nic nie robiła sobie z kar, szlabanów i innych takich. Choć uczyła się dobrze i udało się jej ukończyć liceum z dość wysokimi wynikami to nie planowała z tego korzystać. Nie w praktyczny sposób. Nie informując rodziców o swoich planach, pewnego dnia spakowała swoją torbę, pędzle i wyprowadziła się do dużego miasta. Przez rok mieszkała z ówczesnym chłopakiem, zarabiając na prostych pracach. W międzyczasie tworzyła swoją teczkę na studia. Chciała dostać się na Akademię Sztuk Pięknych i tam rozwijać dalej swoją pasję. Udało jej się dostać już za pierwszym podejściem i mogła dumnie chwalić się, że jest studentką pierwszego roku. Poinformowała nawet rodziców, w razie jakby byli ciekawi czegoś ważniejszego niż kolor kupy ich ukochanego synka. Oczywiście dostała gratulację, a nawet ofertę kupna mieszkania niedaleko akademii. Lucy nie omieszkała skorzystać z propozycji.
- W dupie mam to, że chcesz ze mną mieszkać. - warknęła na swojego wytatuowanego chłopaka, pakując swoje rzeczy. - Ja nie chcę. Poza tym… mam dość tej nory. Było fajnie, ale się skończyło. Jasne? Mam dość ciebie, tej rudery i wiecznego pieprzenia się z tobą na śmierdzącym materacu. Mam trochę większe ambicje niż jedzenie i chlanie piwska.
- Lu… No weź… ja wiem, że to nie jest pałac, a ze mnie żaden książę, ale nie musimy tego od razu kończyć. - Carl przewrócił oczami, pijąc czwartą puszkę piwa. Złapał dziewczynę za nadgarstek i delikatnie szarpnął ją do siebie. - Nie mów mi, że seks ze mną już ci nie starcza.
- Ale tu nie chodzi tylko o seks. Tu chodzi o ciebie. Spójrz na siebie… - Lucy wyrwała rękę z uścisku. - Tu chodzi o ogół. Mam dość życia w takich warunkach. Rozumiesz, co do ciebie mówię? Mam cię dość.
- Głupia cipa. - postawny chłopak splunął brunetce pod nogi i machnął na nią ręką. - A spierdalaj, dziwko. I tak mi się już znudziłaś. Robisz najgorszego loda na świecie. Nie umiesz obciągać, więc lepiej poćwicz na jakimś staruchu.
- Zamknij się, dobrze? I tak nie masz nic mądrego do powiedzenia. Ameba ma większy mózg od ciebie. - rzuciła, kręcąc lekko głową. Zapięła swoją torbę i ułożyła na niej drogi zestaw pędzli, który udało jej się kupić za bezcen na internetowej aukcji. - Ciężko żebym umiała obciągać. Ciężko jest złapać twoje dziesięć centymetrów w palce. A dostanie się do tego kutasika przez zwały tłuszczu znacznie utrudnia sprawę. Więc stul ryj i znajdź sobie taką, która dojdzie tylko na ciebie patrząc. Bo co jak co, ale nie umiesz zadowolić kobiety swoim pisklaczkiem w brudnych majtach.
- Ty szmato… - Carl upuścił puszkę piwa i stanął za swoją ex. Złapał ją mocno za włosy i szarpnął na ziemię. Usiadł na niej okrakiem, a jej ręce przytrzymał nad głową. - Ja cię utrzymuję, a ty mi coś takiego?! Głupia dziwka! - wrzasnął i uderzył Lucy w twarz swoją owłosioną pięścią. Dziewczyna zawyła z bólu, jednak nie poddawała się. Wierciła się pod mężczyzną, starając się jakoś uciec. Niestety dostała kolejny cios, tym razem w klatkę piersiową. Straciła na chwilę oddech, a do jej oczu napłynęły łzy. Gdy lekko otrząsnęła się, zmobilizowała całą swoją siłę i wyrwała jedną rękę z uścisku oprawcy. Ostrymi paznokciami rozcięła jego policzek. - Ja pierdolę… pierdolnięta szmata!
Ta chwila nieuwagi Carla wystarczyła Lucy, aby się od niego uwolnić. Kiedy jednak szła do wyjścia, mężczyzna złapał ją za kostkę i ponownie powalił na ziemię. Pociągnął ją do siebie. Znalazł się nad nią i tym razem zaczął ją dusić. Zacisnął dłonie na szczupłym gardle brunetki. Dziewczyna walczyła. Próbowała sięgnąć do czegoś, co pomogłoby się jej uwolnić. W całej tej szarpaninie jej zestaw pędzli wylądował na ziemi. Miały one ostro zakończone trzonki z kości słoniowej. Lucy cudem dosięgnęła do jednego z nich i ostatkiem sił wbiła go w ramię Carla. Ten puścił szyję dziewczyny i złapał się za krwawiące miejsce. Spojrzał z furią na swoją ofiarę, jednak brunetka była szybsza. Tym samym pędzlem zaczęła dźgać na oślep twarz napastnika. W pewnym momencie trafiła go w oko. Carl zatoczył się na bok i zaczął przeklinać. Starał się wydostać z całej tej sytuacji. Nagle z oprawcy stał się ofiarą. Na nic zdały się jego próby. Lucy podźwignęła się z ziemi i złapała za szklaną butelkę, która została na stoliku po ostatniej imprezie. Roztrzaskała ją o kant blatu, a powstałą broń zapakowała w kark byłego partnera. Choć ten krzyczał i próbował wołać o pomoc, dziewczyna dalej dźgała go butelką. Nikt nie miał prawa ich słyszeć. Mieszkania wokół były już puste, a Carl był ostatnim rezydentem budynku przeznaczonego do rozbiórki. Jego ciało miało już na zawsze pozostać w śmietniku, w którym żyło do tej pory.
- Szmaciarz…
Lucy splunęła na martwe ciało kochanka i zaśmiała się w głos. Jej śmiech podszyty był nutą szaleństwa i obłędu. Brunetka zaczęła zbierać swoje pędzle. Ułożyła je zakrwawionymi dłońmi w pudełku, cały czas nucąc pod nosem wesołą melodyjkę z reklamy płatków śniadaniowych. Wytarła jeszcze szyjkę butelki i rzuciła ją na ziemię. Na do widzenia kopnęła swojego kochanka i wyszła z mieszkania. Klucze wrzuciła przez dziurę na listy i odeszła w ciemną noc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz