Dom rodziny Suzukich
znajdował się na odludziu, jednak nikomu to nie przeszkadzało.
Młoda para po emigracji z japońskiej prowincji zamieszkała w
pierwszym lepszym budynku, który został im zaproponowany przez
dewelopera. Nie mieli nic przeciwko brakowi sąsiadów czy innych
ludzi wokół nich. Dzięki temu mogli cieszyć się bezwzględnym
spokojem oraz brakiem zagrożenia ze strony zawistnych jednostek. To
właśnie w tym niewielkim, bielutkim i zadbanym domku urodziła się
mała Lucy Suzuki. Poród odebrał lekarz rodzinny w środku nocy,
kiedy to Mei zaczęła rodzić. Lucy przyszła na świat dokładnie o
czwartej nad ranem.
Była zdrową, śliczną dziewczynką o głębokim,
ciemnym spojrzeniu. Jako noworodek często śmiała się do swoich
kochających rodziców, umilając im tym samym spokojne dni. Lucy
rosła jak na drożdżach. Nigdy nie brakowało jej niczego. Miała
zabawki, a kolegów zdobywała podczas samotnych wypraw na pobliskie
osiedla. Zawsze jeździła na swoim trójkołowym rowerku w kolorze
intensywnej czerwieni. Szybko okazało się, że to jeden z
najbardziej ulubionych kolorów małej Japonki. Czarne włosy zawsze
nakazywała wiązać w dwa, wysokie kucyki i musiały być ozdobione
krwistymi wstążeczkami. Mei i Yutaro nigdy nie widzieli w tym nic
niezwykłego. Dzieci mają silną osobowość i zawsze wiedzą, czego
chcą lub nie chcą.
Lucy miała wiele pragnień, ale młodsze
rodzeństwo nigdy do nich nie należało. Dziewczynka czuła się
dobrze w pojedynkę. Jednak w dniu siódmych urodzin dowiedziała
się, że za kilka miesięcy na świat przyjdzie jej malutki
braciszek. Lucy nie ucieszyła się z tego faktu i nie omieszkała
okazać tego rodzicom. Po krótkiej kłótni zrzuciła swój tort ze
stołu i zamknęła się w swoim pokoju. Wtedy też odkryła, że
nienawidzi towarzystwa bliższego niż kumple z podwórka.
Nie
chciała rodzeństwa, a w jej młodziutkim umyśle pojawiła się
makabryczna myśl o zabiciu nienarodzonego brata. Choć jeszcze go
nie poznała to już wiedziała, że musi się go pozbyć. Jednak z
jej planów nic nie wyszło. Krótko po jej urodzinach nadeszły
letnie wakacje i dziewczynka została wywieziona przez ojca aż do
Japonii, gdzie miała spędzić całe dwa miesiące u dziadków. Ku
jej wielkiemu zaskoczeniu nikt nie przyjechał do niej pod koniec
przerwy od szkoły. Gdy zapytała babci, co się dzieje, ta jedynie
wzruszyła ramionami.
Na drugi dzień Lucy została zaprowadzona do
pobliskiej szkoły, gdzie miała skończyć swoją edukację.
Dziewczynka szybko zrozumiała, że została porzucona przez własnych
rodziców. Dzięki temu zapałała jeszcze większą nienawiścią do
swojego małego braciszka, którego widziała jedynie na zdjęciach.
Wiedziała, że musi się go pozbyć za wszelką cenę i odzyskać
niepodzielną uwagę oraz miłość rodziców.
Lucy do Ameryki
powróciła dopiero po pięciu latach. Nie była jednak już tą samą
dziewczynką, która poleciała na letnie wakacje do Japonii.
Praktycznie cały czas milczała i rzucała rodzinie krzywe
spojrzenia. W jej szafie zagościła czerń, która kryła się
również w sercu nastolatki. Lucy jednak porzuciła plan
zamordowania młodszego brata, który zazwyczaj trzymał się od niej
z daleka. Nie proponował jej głupich zabaw i nie ośmielał się
proponować towarzystwa. Choć był jeszcze mały to miał swój
rozum. Wolał więc spędzać czas na zabawach z psem, którego
kupili dla niego rodzice. Był to pocieszny, biały labrador o
bystrych oczach. Leo nazwał go Yami i chętnie bawił się z nim w
ogrodzie. Rzucał mu piłkę lub patyk, a w cieplejsze dni brał wąż
ogrodowy i pluskał się z nim w chłodnej wodzie. Chłopiec jednak
nie wiedział, że z góry zawsze obserwuje go Lucy, która jedynie
zaciskała zęby i pięści, powstrzymując swoją nienawiść do
rodziny, psa i świata.
- Chcę malować. -
oznajmiła pewnego słonecznego dnia, stojąc przed rodzicami w
czarnej sukience sięgającej do kolan. Trzymała w dłoni głowę
swojego ulubionego pluszaka, Pana Pandy. Patrzyła na rodziców
pustym wzrokiem, a z jej twarzy nie dało się wyczytać żadnych
emocji. Rodzice posłusznie zgodzili się na życzenie córki i od
tamtej pory nastoletnia Lucy rozpoczęła swoją karierę artystki.
Obrazy, jakie
wychodziły spod ręki Lucy nie nadawały się do pokazywania światu.
Zazwyczaj przedstawiały krwawe sceny mordów lub tortur. Państwo
Suzuki często próbowali dowiedzieć się czegoś o pracach córki,
jednak ta nigdy nie udzieliła im odpowiedzi. Przez pierwsze miesiące
starali się zaakceptować hobby Lucy, jednak z czasem było tylko
gorzej. Dziewczyna przestała spędzać czas z rodziną i całkiem
skupiła się na doskonaleniu swoich umiejętności. Z każdym
kolejnym dziełem, obrazy bardziej przypominały sceny masowych
masakr niż rysunki czternastoletniej nastolatki. Lucy jednak nie
przejmowała się zmartwieniem rodziców. Dla niej istniał jedynie
jej świat makabry, krwi i horroru. Półki w pokoju zapełniły się
tomami przerażających książek lub płytami z ciężką muzyką.
Lata płynęły, a
Lucy nie zmieniała się. Najlepiej czuła się w swoim własnym
towarzystwie. Wolne od szkoły chwile spędzała w pokoju, tworząc
kolejne, krwawe obrazy. W wakacje tuż po jej siedemnastych
urodzinach, rodzice oznajmili jej, że chcą wyjechać na tygodniowy
urlop. Dziewczyna stwierdziła, że nigdzie się nie wybiera.
Postanowiła spędzić ten czas samotnie, opiekując się psem. Choć
rodzice nie chcieli się na to zgodzić, bo długich debatach uznali,
że przystaną na propozycję córki. I tak, po kilku dniach, Lucy
pożegnała rodzinkę i została sama. Wreszcie mogła być sobą i
tylko sobą. Nikt nie patrzył jej przez ramię, nie zadawał pytań
i miała zupełny spokój. Tak było do czasu.
Yami wyczuwał swoim
psim zmysłem, że jego opiekunka jest kimś złym. Trzymał się od
niej z daleka i raczej leżał samotnie w salonie. Jednak pewnego
dnia zaczął strasznie ujadać. To całkiem wyprowadziło Lucy z
równowagi. Siłą zaciągnęła szczekającego kundla do piwnicy i
tam go zamknęła. To jednak na nic się nie zdało. Yami zaczął
ujadać jeszcze bardziej. Dziewczyna poczuła nagły przypływ
niekontrolowanej złości, która szybko przerodziła się w ogromną
agresję. Choć pies nie zrobił jej niczego złego to skończył
marnie. Lucy znęcała się nad nim do momentu, w którym pies
zdechł. Dziewczyna dopiero po chwili zdała sobie sprawę, z tego,
co zrobiła. Niestety stało się. Nie żałowała tego, do czego
sama doprowadziła. Po tym jak zawinęła psiaka w plastikowy worek,
posprzątała całą krew i przebrała się. Ubrania również
spakowała razem z psem. Później wzięła z szopy na narzędzia
ojca łopatę. Wykopała pod płotem głęboki dół i wrzuciła do
niego zwłoki Yamiego. Na świeżej ziemi posadziła przypadkowe
kwiaty i jak gdyby nigdy nic wróciła do swoich zajęć.
Zaginięcie psa nie
było trudne do wyjaśnienia. Yami uciekł i już więcej nie wrócił.
Choć rodzice nie chcieli do końca w to wierzyć, to nie mieli
podstaw, by oskarżyć o cokolwiek córkę. Właśnie tą historią
rozpoczęła się krwawa przygoda Lucy i zwierząt, które pojawiały
się w ich domu. Leo nie mógł cieszyć się żadnym pupilem, gdyż
każdy ginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Jedyną osobą,
która wiedziała o wszystkim była Lucy. Jej cmentarzysko
powiększało się z każdym kolejnym zabójstwem, jednocześnie
powiększając swój kwiecisty ogród. Jednak jej największą dumą
był krzak róży, który wyrósł na zwłokach Yamiego.
Rodzice Lucy
przestali przejmować się tym, co robi ich córka. Nie mieli do tego
sił. Dziewczyna znikała na noce, miała dziwnych znajomych. Często
wracała pijana lub naćpana i nic nie robiła sobie z kar, szlabanów
i innych takich. Choć uczyła się dobrze i udało się jej ukończyć
liceum z dość wysokimi wynikami to nie planowała z tego korzystać.
Nie w praktyczny sposób. Nie informując rodziców o swoich planach,
pewnego dnia spakowała swoją torbę, pędzle i wyprowadziła się
do dużego miasta. Przez rok mieszkała z ówczesnym chłopakiem,
zarabiając na prostych pracach. W międzyczasie tworzyła swoją
teczkę na studia. Chciała dostać się na Akademię Sztuk Pięknych
i tam rozwijać dalej swoją pasję. Udało jej się dostać już za
pierwszym podejściem i mogła dumnie chwalić się, że jest
studentką pierwszego roku. Poinformowała nawet rodziców, w razie
jakby byli ciekawi czegoś ważniejszego niż kolor kupy ich
ukochanego synka. Oczywiście dostała gratulację, a nawet ofertę
kupna mieszkania niedaleko akademii. Lucy nie omieszkała skorzystać
z propozycji.
- W dupie mam to, że
chcesz ze mną mieszkać. - warknęła na swojego wytatuowanego
chłopaka, pakując swoje rzeczy. - Ja nie chcę. Poza tym… mam
dość tej nory. Było fajnie, ale się skończyło. Jasne? Mam dość
ciebie, tej rudery i wiecznego pieprzenia się z tobą na śmierdzącym
materacu. Mam trochę większe ambicje niż jedzenie i chlanie
piwska.
- Lu… No weź…
ja wiem, że to nie jest pałac, a ze mnie żaden książę, ale nie
musimy tego od razu kończyć. - Carl przewrócił oczami, pijąc
czwartą puszkę piwa. Złapał dziewczynę za nadgarstek i
delikatnie szarpnął ją do siebie. - Nie mów mi, że seks ze mną
już ci nie starcza.
- Ale tu nie chodzi
tylko o seks. Tu chodzi o ciebie. Spójrz na siebie… - Lucy wyrwała
rękę z uścisku. - Tu chodzi o ogół. Mam dość życia w takich
warunkach. Rozumiesz, co do ciebie mówię? Mam cię dość.
- Głupia cipa. -
postawny chłopak splunął brunetce pod nogi i machnął na nią
ręką. - A spierdalaj, dziwko. I tak mi się już znudziłaś.
Robisz najgorszego loda na świecie. Nie umiesz obciągać, więc
lepiej poćwicz na jakimś staruchu.
- Zamknij się,
dobrze? I tak nie masz nic mądrego do powiedzenia. Ameba ma większy
mózg od ciebie. - rzuciła, kręcąc lekko głową. Zapięła swoją
torbę i ułożyła na niej drogi zestaw pędzli, który udało jej
się kupić za bezcen na internetowej aukcji. - Ciężko żebym
umiała obciągać. Ciężko jest złapać twoje dziesięć
centymetrów w palce. A dostanie się do tego kutasika przez zwały
tłuszczu znacznie utrudnia sprawę. Więc stul ryj i znajdź sobie
taką, która dojdzie tylko na ciebie patrząc. Bo co jak co, ale nie
umiesz zadowolić kobiety swoim pisklaczkiem w brudnych majtach.
- Ty szmato… -
Carl upuścił puszkę piwa i stanął za swoją ex. Złapał ją
mocno za włosy i szarpnął na ziemię. Usiadł na niej okrakiem, a
jej ręce przytrzymał nad głową. - Ja cię utrzymuję, a ty mi coś
takiego?! Głupia dziwka! - wrzasnął i uderzył Lucy w twarz swoją
owłosioną pięścią. Dziewczyna zawyła z bólu, jednak nie
poddawała się. Wierciła się pod mężczyzną, starając się
jakoś uciec. Niestety dostała kolejny cios, tym razem w klatkę
piersiową. Straciła na chwilę oddech, a do jej oczu napłynęły
łzy. Gdy lekko otrząsnęła się, zmobilizowała całą swoją siłę
i wyrwała jedną rękę z uścisku oprawcy. Ostrymi paznokciami
rozcięła jego policzek. - Ja pierdolę… pierdolnięta szmata!
Ta chwila nieuwagi
Carla wystarczyła Lucy, aby się od niego uwolnić. Kiedy jednak
szła do wyjścia, mężczyzna złapał ją za kostkę i ponownie
powalił na ziemię. Pociągnął ją do siebie. Znalazł się nad
nią i tym razem zaczął ją dusić. Zacisnął dłonie na szczupłym
gardle brunetki. Dziewczyna walczyła. Próbowała sięgnąć do
czegoś, co pomogłoby się jej uwolnić. W całej tej szarpaninie
jej zestaw pędzli wylądował na ziemi. Miały one ostro zakończone
trzonki z kości słoniowej. Lucy cudem dosięgnęła do jednego z
nich i ostatkiem sił wbiła go w ramię Carla. Ten puścił szyję
dziewczyny i złapał się za krwawiące miejsce. Spojrzał z furią
na swoją ofiarę, jednak brunetka była szybsza. Tym samym pędzlem
zaczęła dźgać na oślep twarz napastnika. W pewnym momencie
trafiła go w oko. Carl zatoczył się na bok i zaczął przeklinać.
Starał się wydostać z całej tej sytuacji. Nagle z oprawcy stał
się ofiarą. Na nic zdały się jego próby. Lucy podźwignęła się
z ziemi i złapała za szklaną butelkę, która została na stoliku
po ostatniej imprezie. Roztrzaskała ją o kant blatu, a powstałą
broń zapakowała w kark byłego partnera. Choć ten krzyczał i
próbował wołać o pomoc, dziewczyna dalej dźgała go butelką.
Nikt nie miał prawa ich słyszeć. Mieszkania wokół były już
puste, a Carl był ostatnim rezydentem budynku przeznaczonego do
rozbiórki. Jego ciało miało już na zawsze pozostać w śmietniku,
w którym żyło do tej pory.
- Szmaciarz…
Lucy splunęła na
martwe ciało kochanka i zaśmiała się w głos. Jej śmiech
podszyty był nutą szaleństwa i obłędu. Brunetka zaczęła
zbierać swoje pędzle. Ułożyła je zakrwawionymi dłońmi w
pudełku, cały czas nucąc pod nosem wesołą melodyjkę z reklamy
płatków śniadaniowych. Wytarła jeszcze szyjkę butelki i rzuciła
ją na ziemię. Na do widzenia kopnęła swojego kochanka i wyszła z
mieszkania. Klucze wrzuciła przez dziurę na listy i odeszła w
ciemną noc.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz