Lucy w momencie
przekroczenia bram akademii czuła, że jest najszczęśliwszym
człowiekiem na świecie. Wreszcie wiedziała, czego tak naprawdę
pragnęła przez całe życie. Nie liczyło się nic, co zdarzyło
się wcześniej. Teraz mogła zacząć wszystko od nowa. Odetchnęła
pełną piersią, a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech. Nie
zwracała uwagi na ludzi wokół niej, którzy rzucali jej krzywe
spojrzenia. Wiedziała, że jest dziwadłem. Długie, czarne i źle
obcięte włosy związane w wysoki, niedbały kucyk, kredowa cera o
niezdrowej poświacie. Niska, wychudzona, ubrana w za duże dresy.
Pod pachą dzierżyła ogromną teczkę na swoje obrazy, która
wydawała się być większa od niej samej. Dzielnie jednak szła
przed siebie, pewna każdego swojego posunięcia. Mocno ścisnęła
zestaw swoich pędzli, które tak niedawno posłużyły jej jako
śmiertelna broń. O tym jednak nie wiedział nikt.
Z telewizji dowiedziała się, że morderstwo jej byłego przypisano gangowi, z którym mężczyzna miał na pieńku. Oczywiście Lucy była przesłuchiwana, ale załatwiła sobie alibi oraz udała, że nie miała o niczym pojęcia. Policjanci nie mogli jej podejrzewać. Była trzy razy mniejsza niż zamordowany mężczyzna, a do tego musiała trzymać porcelanowy kubek w dwóch dłoniach, aby w ogóle podnieść go ze stołu. Ponadto sama miała kilka ran na twarzy oraz podbite oko, co mogło świadczyć jedynie o toksyczności jej związku z ofiarą. Wyjaśniła policji, że Carl ją bił i często dochodziło między nimi do sprzeczek. Uciekła od niego do przyjaciółki i tam spędziła kilka dni. Dzięki temu miała solidne alibi. Nawet, jeśli prawda w jej umyśle była całkiem inna. Wciąż pamiętała ten wspaniały dreszcz podniecenia, gdy raz za razem ładowała w cielsko Carla rozbitą butelkę. Nawet podczas przesłuchania rozkoszowała się gorącą posoką, która oblewała jej twarz przy każdym ciosie. Musiała przyznać przed samą sobą, że takie uczucie potrafiło naprawdę uzależnić. Chciała ponownie kogoś zamordować. Wiedziała jednak, że nie mogła działać zbyt pochopnie i musiała poważnie przemyśleć plan działania.
Z telewizji dowiedziała się, że morderstwo jej byłego przypisano gangowi, z którym mężczyzna miał na pieńku. Oczywiście Lucy była przesłuchiwana, ale załatwiła sobie alibi oraz udała, że nie miała o niczym pojęcia. Policjanci nie mogli jej podejrzewać. Była trzy razy mniejsza niż zamordowany mężczyzna, a do tego musiała trzymać porcelanowy kubek w dwóch dłoniach, aby w ogóle podnieść go ze stołu. Ponadto sama miała kilka ran na twarzy oraz podbite oko, co mogło świadczyć jedynie o toksyczności jej związku z ofiarą. Wyjaśniła policji, że Carl ją bił i często dochodziło między nimi do sprzeczek. Uciekła od niego do przyjaciółki i tam spędziła kilka dni. Dzięki temu miała solidne alibi. Nawet, jeśli prawda w jej umyśle była całkiem inna. Wciąż pamiętała ten wspaniały dreszcz podniecenia, gdy raz za razem ładowała w cielsko Carla rozbitą butelkę. Nawet podczas przesłuchania rozkoszowała się gorącą posoką, która oblewała jej twarz przy każdym ciosie. Musiała przyznać przed samą sobą, że takie uczucie potrafiło naprawdę uzależnić. Chciała ponownie kogoś zamordować. Wiedziała jednak, że nie mogła działać zbyt pochopnie i musiała poważnie przemyśleć plan działania.
- Hej. Jesteś nowa?
Lucy podskoczyła,
gdy męski, niski głos wyrwał ją z zamyślenia. Dziewczyna
spojrzała na wysokiego blondyna, który pochylał się ponad jej
ramieniem. Odsunęła się o kilka kroków i złapała głęboki
oddech. Uspokoiła swoje nerwy i skinęła lekko głową. Czuła na
swoich plecach przeszywające spojrzenia pełne mordu. Musiał
rozmawiać z nią ktoś popularny i lubiany.
- Tak. Dopiero
zaczynam. - powiedziała spokojnie, przybierając swój normalny,
obojętny wyraz twarzy. - A ty to…?
- Zach Smith.
Fotograf na trzecim roku. Specjalizuję się w fotografii gore. -
wyjaśnił chłopak, wyciągając do brunetki swoją dużą, męską
dłoń. - A ty? Zdradzisz mi swoje imię?
- Lucy Suzuki.
Pierwszy rok malarstwa. - rzekła krótko, odwzajemniając uścisk
blondyna. Musiała przyznać, że Zach miał bardzo gładkie i
gorące, choć mocne dłonie. Przez krótką chwilę patrzyła w jego
piękne, głębokie oczy. Poczuła, że na jej policzkach pojawił
się rumieniec. - Coś chciałeś? - zapytała już bardziej chłodno.
- Tak. Poznać cię.
Jesteś nowa, a ja to stary wyjadacz. Zawsze staram się okazywać
nowym studentom ciepło i witam ich z szeroko otwartymi ramionami. -
wyjaśnił z szerokim uśmiechem, pokazując Lucy dwa rzędy prosty,
białych zębów. - Ponadto mam do ciebie sprawę.
- Jaką? - brunetka
poczuła podstęp nosem. Zmierzyła chłopaka groźnym wzrokiem,
chroniąc się za swoją teczką.
- Woa! Dziewczyno.
Nie panikuj. To nie jest nic sprośnego. Nie zamierzam cię uwieść,
wykorzystać i porzucić w lesie. - Zach zaśmiał się dźwięcznie,
drapiąc się z lekkim zakłopotaniem po głowie. - Może usiądziemy
sobie i pogadamy? Obiecuję, że to nie jest nic złego.
Lucy jeszcze przez
chwilę mierzyła blondyna surowym wzrokiem. W końcu jednak
westchnęła i przystała na jego propozycję skinieniem głowy. Zach
zaprowadził ją na opustoszały dziedziniec, na którym umieszczono
kilka stolików z ławkami oraz fontannę i tablicę ogłoszeń.
Widziała w oddali, że nieopodal placu znajduje się również
palarnia. Wiedziała przynajmniej, gdzie przyjdzie jej spędzać
przerwy między zajęciami. Usiadła naprzeciw Zach’a i ułożyła
obok siebie swoje rzeczy. Spojrzała na niego, ale chłopaka już nie
było. Rozejrzała się wokół i westchnęła ciężko. Blondyn
szedł do stolika z dwoma napojami, które kupił w automacie.
- Wyglądasz jak
spłoszone zwierzę. Wszystko w porządku? - starszy usiadł na swoim
miejscu i podał Lucy jej puszkę. - Proszę. Na rozluźnienie.
- Dzięki. -
brunetka wzięła swój napój i westchnęła. - Więc? O co chodzi?
Nie mam całego dnia.
- Spokojnie. Zaraz
do wszystkiego dojdę. Nie musisz się tak niecierpliwić. - Zach
uśmiechnął się pięknie. Lucy miała mieszane uczucia, jednak
uznała w duchu, że chłopak jest naprawdę przystojny. - Chodzi o
to, że niedługo zbliża się otwarcie konkursu fotograficznego i
chcę wziąć w nim udział. Ale potrzebuję do tego kilku modelek,
które będą odpowiadać mi do tematów poszczególnych zdjęć. I
wybacz, że teraz wydam się trochę stereotypowy, ale jesteś
idealna do mojego japońskiego motywu.
- To jest żart,
tak? - Lucy przewróciła oczami i podniosła się. - Myślałam, że
to coś poważnego.
- Poczekaj! - Zach
złapał drobną Japonkę za nadgarstek i delikatnie go ścisnął. -
Nie idź… błagam… wysłuchaj mnie do końca i pomóż
człowiekowi w potrzebie. Trzy lata z rzędu przegrywałem, bo moje
zdjęcia nie były dostatecznie dopracowane. Dlatego błagam… zgódź
się być moją modelką. Oczywiście zapłacę za sesję.
- Ale tu nie chodzi
o pieniądze. Czuję, że to jest jakaś podpucha i mi się to nie
podoba. - Lucy wyszarpnęła dłoń z uścisku blondyna. - Nie będę
brać udziału w nagich sesjach.
- Co? Ale to w ogóle
nie wchodzi w grę. Nie robię takich sesji. - zapewnił szybko Zach,
kręcąc lekko głową. - To jest sesja stylizowana na Japonię.
Jesteś Japonką i dlatego chcę właśnie ciebie. To chyba nie brzmi
jak podpucha, co?
- Słuchaj…
wchodząc do szkoły widziałam wiele takich jak ja i były bardziej
odpowiednie. Ładne i dobrze ubrane. Nie wiem, czego oczekujesz ode
mnie na tej sesji. Serio uważasz, że jestem typem modelki? -
brunetka opadła na swoje miejsce i westchnęła ciężko.
- Tak. - odparł
krótko blondyn, patrząc szczenięcymi oczami na nową znajomą. -
Więc? Zgodzisz się?
- Przemyślę to.
Jak podejmę decyzję to się z tobą skontaktuję. OK? - zapytała,
pakując napój do kieszeni bluzy. Podniosła się i zaczęła
zbierać swoje rzeczy. - Zgadamy się na kampusie. Daj mi kilka dni.
Lucy machnęła
przystojniakowi na odchodne i zniknęła w pierwszych z brzegu
drzwiach. Czuła pod czaszką nieprzyjemne mrowienie, które
nakazywało jej trzymać się od blondyna z daleka. Jednak jak raz
postanowiła nie słuchać swoich przeczuć. Uznała, że modeling
może być ciekawą zabawą. Już i tak narobiła sobie wrogów w
damskiej części akademii, więc więcej do stracenia nie miała.
Zach zrobi jej kilka zdjęć, porządnie je zedytuje i niech robi z
nimi, co chce. Ona miała ważniejsze problemy na głowie niż jakiś
pusty laluś z przeciętnym hobby. Musiała znaleźć ofiarę, której
cierpienie będzie mogła ćpać niczym narkotyki. Chciała znów
poczuć ten cudowny dreszcz, który rozchodził się przyjemną falą
po jej ciele. Pragnęła jeszcze głębiej wejść w swoje
uzależnienie. Do stopnia, z którego nie ma odwrotu.
Weszła do łazienki
i spojrzała na swoje mizerne odbicie w lustrze. Oczami wyobraźni
widziała jednak kogoś zupełnie innego. Miała krótkie, modnie
przystrzyżone włosy, kobiecy makijaż, czerwone usta i śliczną,
zwiewną sukienkę, która budowałaby jej figurę. Ponadto była
cała we krwi. Posoka zdobiła jej chudą, pociągłą twarz, a na
materiale sukienki utworzyła mnóstwo delikatnych plam. W dłoni nie
trzymała zestawu pędzli, a długi nóż. To właśnie to ostrze
wielokrotnie zagłębiło się w miękkim ciele niewinnej, niczego
nieświadomej ofiary. Lucy wyobraziła sobie, że ktoś w
konwulsyjnych spazmach błaga ją o życie, plując krwią i próbując
uciekać. Jednak ona dalej zadawała tej osobie ciosy, wbijając nóż
jeszcze głębiej. Robiła nim nacięcia. Grzebała we flakach, które
powoli wysuwały się z wielkiej dziury na brzuchu. Później,
zostawiwszy ofiarę na śmierć, użyłaby jej krwi do namalowania
pięknego, niepowtarzalnego obrazu. Tym razem pokazywałby szczęście.
Coś przyjemnego. Coś, co tylko Lucy potrafiłaby naprawdę
zrozumieć. Na koniec odeszłaby, zostawiając wypatroszonego trupa w
opuszczonym magazynie czy w parkowych zaroślach.
Takie właśnie
miała marzenie. Niestety rozmyło się sprzed jej oczu, kiedy
ponownie spojrzała na siebie w lustrze. Lucy jedynie westchnęła i
ochlapała twarz zimną wodą. Musiała się opanować. Nie mogła
chodzić po mieście z nożem i mordować przypadkowych ludzi. W
teorii nie było to problemem, jednak dziewczyna nie planowała
długiej odsiadki w więzieniu. Chciała zostać mordercą-widmo,
którego nikt nie byłby w stanie uchwycić. Można powiedzieć, że
w swoich marzeniach była Aniołem Śmierci, który niósł trwogę i
panikę wszędzie tam, gdzie się pojawiał. Wiedziała, że z tym
musi jeszcze poczekać. Najpierw wybierze sobie nową ofiarę.
****
- Wejdź i rozgość
się. Możesz nie ściągać butów, bo dopiero będę mył podłogi.
- Zach wpuścił swoją nową modelkę do domu i od progu obdarował
ją najpiękniejszym uśmiechem. - Mam nadzieję, że nie miałaś
problemów z dotarciem. To odludzie i ciężko się tu dostać.
- Dałam radę. Nie
było aż tak trudno. - Lucy ruszyła za blondynem, uważnie
rozglądając się po jego mieszkaniu. - Jesteś sam?
- Zaskoczę cię,
ale tak. Nie znalazłem jeszcze miłości swojego życia. - chłopak
zaśmiał się głośno. - A na poważnie to mieszkam sam. Moja
rodzina… to długa historia i nie chciałbym cię zanudzać. Czeka
nas trochę pracy. Skusisz się na coś do picia? A może jesteś
głodna?
- Nie. Mam wodę w
torbie, a przed wyjściem jadłam w domu. Więc dzięki. - odparła,
zakładając ręce na piersiach. - Więc? Gdzie to twoje studio?
Przyznam szczerze, że trochę mi się spieszy.
- Na poddaszu.
Powinnaś trafić. Ja zaraz dołączę. Zgarnę tylko coś z ciemni i
zaraz do ciebie dołączę. - Zach uśmiechnął się lekko i
pozwolił, aby dziewczyna zniknęła na piętrze. Kiedy tylko stracił
ją z oczu, przeklął siarczyście pod nosem. Nie spodziewał się,
że nędzna skośna będzie sprawiała mu tyle problemów. Liczył,
że pójdzie jak z każdą inną. Jednak musiał sięgnąć po
tradycyjne metody. Ze swojego betonowego „schowka” zabrał sporej
wielkości młotek i również ruszył na poddasze. - Wybacz, że
kazałem ci czekać, Lucy. - powiedział niskim głosem, po cichu
zbliżając się do nowej ofiary. Dziewczyna stała do niego tyłem i
przeglądała zdjęcia innych modelek. Zach poprawił chwyt na młotku
i zamachnął się, jednak ku jego zaskoczeniu, obuch spadł na
drewniany stolik.
- Wiedziałam, że
coś jest z tobą nie tak, skurwielu. - warknęła Lucy, umykając w
kąt pokoju. Nie wiadomo skąd w jej dłoniach pojawił się długi
nóż. - Sesja, tak? Coś mi się wydaje, że nie po do tu jestem.
- Ojej! Rozgryzłaś
mnie, szmato. - Zach zaśmiał się w dość szaleńczy sposób, ale
po kilku sekundach w jego oczach zagościł szał. - Dasz się zabić
po dobroci czy będę musiał się wysilać? Bo naprawdę liczyłem,
że nasza współpraca ułoży się inaczej.
- W twoich snach,
lalusiu. Powiem szczerze, że mam większe jaja od ciebie. - brunetka
również zaśmiała się, nie spuszczając oczu z celu. - Planowałam
zabić ci od razu, ale no cóż… chyba musimy walczyć.
Zach nic więcej nie
powiedział i natarł na drobną dziewczynę. Jednak ta była szybsza
i ponownie umknęła. Udało jej się zranić napastnika w udo. Z
satysfakcją zauważyła, że po jego spodniach pociekła krew. Lucy
wykorzystała oszołomienie Zach’a i zbiegła w dół. Ukryła się
w łazience i tam czekała na nadejście gospodarza. Nie zajęło to
długo. Brunetka stała tuż przy drzwiach, w które fotograf
wpakował swój spory młotek. Ponownie jednak Lucy udało się go
zranić. Tym razem poharatała jego palce swoim nożem. Niestety tu
jej dobra passa się skończyła. Uświadomiła sobie, że nie będzie
w stanie uciec. Dlatego, gdy Zach dostał się do łazienki, dostała
w twarz. Uderzenie było na tyle silne, że Lucy na chwilę widziała
jedynie czarne mroczki. Później poczuła, że straciła swoją
broń. Zach złapał ją za włosy i zaczął targać za sobą do
ciemni na parterze. Wiedział, że wygrał. A przynajmniej do
momentu, w którym długie paznokcie brunetki nie zatopiły się w
jego świeżej ranie na udzie. Chłopak wrzasnął i złapał się za
bolące miejsce, pozwalając dziewczynie uciec. Ta jednak nie miała
takiego zamiaru. Wykorzystała moment nieuwagi Zach’a i pchnęła
go, a on z ciężkim łomotem stoczył się na sam dół schodów.
Malarka złapała za jego młotek i już po chwili siedziała
okrakiem na półprzytomnym chłopaku. Uniosła wątłą dłoń do
góry, w której dzierżyła swoją broń. W tym momencie ponownie
spojrzała w błękitne oczy blondyna, które cholernie się jej
podobały. Odrzuciła młotek na bok i bez dania sobie czasu na
myślenie, wpiła się w usta niedoszłej ofiary. Poczuła metaliczny
smak krwi na języku Zach’a, gdy ten wtargnął pomiędzy jej
wargi. Pocałunek nie był czuły i delikatny. Brutalny,
niepohamowany i pełen pasji.
Lucy znalazła się
pod blondynem i obejmowała go za szyję. Nie przerywając pocałunku,
chłopak zdarł z brunetki sukienkę w kolorze brudnej zieleni i
mocno ścisnął jej piersi. Ugniatał je między palcami, co jakiś
czas szczypiąc jej sutki. Japonka nie pozostawała mu dłużna. Dość
sprawnie dostała się do jego męskości, którą złapała w
dłonie. Westchnęła zadowolona w usta kochanka.
- Masz zajebiście
wielkiego kutasa i mam nadzieję, że mnie porządnie zerżniesz… -
wyszeptała, gdy starszy zaczął gryźć jej szyję.
- Przeżyjesz
najlepsze rżnięcie w życiu. Obiecuję. - odparł blondyn, a po
chwili między jego wargami znajdowały się twarde sutki
czarnowłosej.
- Nie baw się… ze
mną… zrób to… daj mi go, kurwa… - wyjęczała spazmatycznie,
wijąc się pod dotykiem doświadczonego kochanka. - Zerżnij mnie
już… - błagała szeptem.
Zach jednak pokręcił
głową i uklęknął przed dziewczyną. Złapał mocno jej biodra i
pociągnął do góry. Po chwili jego język wił się w gorącej
cipce Lucy, która nie zamierzała hamować swoich głośnych jęków.
Przeżywała właśnie najlepszą minetę i pragnęła, aby Zach nie
przestawał. Błagała go o to między spazmami jęków. Czuła, że
robi się coraz bardziej mokra, a jej gorące soki znikają w ustach
blondyna. Ten jednak niespodziewanie przerwał i ponownie opuścił
brunetkę na ziemię. Nie na długo, ponieważ zaraz pociągnął ją
na siebie. Nie musiał wiele robić. Lucy odchyliła się delikatnie
do tyłu i sama nakierowała olbrzymiego fiuta na swoją chętną
dziurkę. Gdy tylko poczuła w sobie główkę, gwałtownie opadła.
Męskość weszła w nią do samego końca, wyrywając z gardła
dziewczyny zwierzęcy krzyk zachwytu. Mocno zacisnęła mięśnie na
przyrodzeniu Zach’a, a po kilku głębszych wdechach zaczęła
rytmicznie podskakiwać. Poruszała swoimi biodrami z pasją, łącząc
swoje wargi w kolejnym pocałunku z kochankiem. Ten mocno złapał ją
za pośladki i po chwili kierował się z nią do kuchni. Rzucił ją
na blat stołu.
- Brutal… Lubię
to. - zaśmiała się niewyraźnie Lucy, jakby upojona niesamowitą
rozkoszą.
- Do usług. -
rzucił blondyn i to teraz on zaczął się poruszać. Ładował
swojego kutasa w gorącą dziurę brunetki, mając zamiar wyryć w
jej wnętrzu jego kształt. Ponownie zaczął ugniatać jej piersi,
co spotkało się z chętnym jękiem dziewczyny.
- O tak! Mocniej!
Szybciej! - Lucy zupełnie zatraciła się w przyjemności. - Rżnij
mnie jak swoją dziwkę!
Zach nie miał co do
niej innych planów. Znalazł sobie właśnie najlepsze ruchadło,
jakie kiedykolwiek mogło mu się trafić. Młody mężczyzna
wiedział, że czeka ich długa i upojna noc. Nie zważał nawet na
ból, który odczuwał z powstałych rany. Nie przejmował się
również siniakiem na twarzy kochanki, który sam jej zafundował.
Posuwał ją ostro i nieprzerwanie. W tym momencie zaczął się ich
rajd po domu. Chętna, ciasna cipka Lucy oraz twardy, gruby kutas
Zach’a wybrali się na pełną wrażeń podróż po piętrach,
która zakończona została subtelnym seksem w łóżku chłopaka.
Artystka nigdy nie spodziewała się, że seks może przynieść jej
tak wiele radości. Czuł się wypełniona spermą kochanka, który
kończył w niej za każdym razem. Na koniec, gdy leżeli w swoich
ramionach na miękkiej pościeli, Lucy poczuła jak nasienie blondyna
powoli wypływa spomiędzy jej nóg. Uśmiechnęła się czule do
Zach’a i zakończyli swój maraton pocałunkiem. Delikatnym, a
zarazem bardzo namiętnym. Później zasnęli obok siebie, czując
spełnienie na każdym możliwym polu.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz