Zach
następne dwa tygodnie spędził na pracy. Robił zdjęcia, obrabiał
je i starał się sprawić, aby jego prace wyglądały jak najmniej
realistycznie. Choć koncept zakładał zawsze masakrę, musiał dbać
o nieujawnianie szczegółów. Mimo wszystko nikt oprócz niego nie
powinien wiedzieć, jak naprawdę powstawały jego zdjęcia. Był
jednak szczęśliwy, że może robić to, co kochał. Miał również
małą pomoc ze strony Lucy, która wspierała go we wszystkim.
Spędzali ze sobą większość czasu, choć nie zdecydowali się na
wspólne mieszkanie. Oboje zdawali sobie sprawę, że to bardzo zły
pomysł. W końcu by się pozabijali, a woleliby tego uniknąć.
Czuli, że im bliżej będą się poznać, tym większą nienawiścią
zaczną do siebie pałać. Było im dobrze w takim układzie, jaki
posiadali i nie chcieli tego zmieniać.
Chłopak
pracował również nad wystawą, która miała odbyć się pod
koniec następnego miesiąca. Choć miał już wiele prac, to wciąż
musiał rzucić jakieś świeżynki. Nie mógł wiecznie pokazywać
tych samych zdjęć, bo ludzie przestaliby je oglądać. Dlatego też
miał zbyt mało czasu, aby zajmować się swoją kochanką.
Brakowało mu towarzystwa, lecz wolał na głos tego nie mówić. Od
zawsze był w życiu prywatnym samotnikiem, a przed przyjaciółmi
zakładał maskę. Wolał nie dzielić się z nikim swoim prawdziwym
ja.
Nagle
coś przerwało pracę Zach’a. Blondyn westchnął ciężko i
zapisał swoje pliki. Nim jednak opuścił swoją pracownię, zamknął
laptopa. Zszedł na parter i otworzył drzwi. Nie zdążył jednak
zareagować, a do środka wpadła paczka jego przyjaciół.
-
Człowieku. Co się z tobą dzieje?! - wysoki szatyn zaczął szarpać
ramionami kumpla. - Od dwóch tygodni nie dajesz znaku życia, nie
odbierasz telefonów i nie wiemy, co się z tobą dzieje.
-
Simon… weź trochę wyluzuj. - Zach zrzucił ręce przyjaciela z
ramion. - Cały czas siedzę w domu i pracuję nad swoimi zdjęciami.
Dobrze wiesz, że niedługo mam konkurs i jeszcze wystawę. Jak się
tak martwiłeś to trzeba było przyjść.
- No
przyszedłem. - mruknął szatyn i pomasował nasadę nosa. -
Słuchaj… Nie przychodzimy ot tak. Jest coś, co powinieneś
wiedzieć. - chłopak westchnął smutno, mając bardzo ponury wyraz
twarzy. - Ashley zniknęła. Od kilku dni nie pojawiła się na
uczelni, nie odbiera telefonów i nie ma jej w domu. Sprawdzaliśmy
już u jej rodziców, ale tam również nic nie wiedzą. Na ten
moment jesteś ostatnią osobą, która widziała Ashley.
- Jak
to zniknęła? Ludzie nie znikają ot tak. - Zach zmarszczył lekko
brwi, słuchając dalszych słów swojego przyjaciela. - Ostatni raz
widziałem się z nią podczas sesji. Była tutaj jakoś po piątej,
wyszła przed dziesiątą. Lucy zamówiła dla niej taksówkę żeby
nie wracała sama po nocy. Osobiście doprowadziłem ją do auta i
widziałem jak odjeżdża. Wtedy widziałem ją po raz ostatni.
- No,
ale do domu nie dotarła. Podejrzewasz, co mogło się stać? - niska
blondynka o pyzatej buzi wtrąciła się w rozmowę. - To moja
najlepsza przyjaciółka. Ja nie przeżyję, jeśli coś się jej
stało. A jak wpadła w łapy tego seryjnego mordercy?
-
Zgłaszaliście to już na policji? - Zach westchnął cicho.
- Tak.
Ciebie też będą przesłuchiwać. - wyjaśnił Simon i przytulił
do siebie Monicę. - Już… spokojnie. Jestem pewien, że się
znajdzie…
- O…
chyba przeszkadzam… - do domu weszła Lucy z torbą zakupów. - Mam
wrócić później?
- Nie.
Zostań. Rozmawiamy o mojej przyjaciółce, która zaginęła. -
wyjaśnił blondyn. Wyciągnął rękę do kochanki i przytulił ją
do swojego boku. - Pewnie ją kojarzysz. Ostatnio pozowała u ciebie
na warsztatach.
- Do
aktu? - Japonka postawiła zakupy przy ścianie i ufnie wtuliła się
w bok partnera. - Ashley? Ta Mulatka, tak?
Grupa
rozmawiała jeszcze przez dłuższą chwilę o zaginionej
dziewczynie. W końcu jednak Simon zabrał przyjaciół i postanowili
wrócić do domów. Każde z nich musiało odpocząć. Obawiali się,
że Ashley stało się coś złego. Nikt jednak nie chciał o tym
myśleć czy mówić o tym na głos. Pragnęli, aby ich koleżanka
jak najszybciej się odnalazła. Zach i Lucy wymienili ze sobą
krótkie spojrzenia. Po wyjściu grupki znajomych, momentalnie się
od siebie odsunęli i rozeszli do swoich zajęć. Chłopak wrócił
do pracy nad zdjęciami, a dziewczyna zajęła się przygotowaniem
posiłku dla partnera. W domu ponownie zapanowała cisza, przerywana
krótkimi oddechami lub brzękiem naczyń w kuchni. Para nie miała
sobie nic do wyjaśnienia. Oboje wiedzieli, że zaginięcie Ashley to
nie ich sprawa. Żadne z nich nie maczało w tym palców. Jednak
nasuwało się na to miejsce inne pytanie. Skoro nie oni, to kto stał
za zniknięciem atrakcyjnej dziewczyny?
Czas
powoli mijał, Zach musiał złożyć zeznania na policji. Choć
przez chwilę był głównym podejrzanym, miał mocne alibi. Zaraz po
tym jak Ashley opuściła jego posesję, on i Lucy udali się do
pobliskiego baru i spędzili tam dużo czasu, na co mieli wielu
świadków. Blondyn wyjaśnił wszystko i był wolny. Niedługo po
tym opinię publiczną obiegła wiadomość o śmierci zaginionej
studentki. Wieść poruszyła całe grono jej przyjaciół. Zach
udawał, ale nie mógł wychodzić z roli. Miał jednak plan, który
mógł pomóc grupie jego znajomych w przejściu żałoby po zmarłej
Ashley. Jednak nie jest to adekwatne określenie. Dziewczyna została
brutalnie zakatowana w centrum miasta, najpewniej przez taksówkarza,
który tamtego wieczoru odwoził ją do domu. Ekspertyzy lekarskie
wykazały również, że Mulatka została zgwałcona. Jednak kierowcy
do tej pory nie odnaleziono. Zapadł się pod ziemię. Policja była
bezsilna. Rodzina mężczyzny również nie pomogła w odnalezieniu
go. Rozwiódł się kilka lat wcześniej i stracił prawa do dzieci.
Rodzice odwrócili się od niego, a z dalszymi krewnymi nie
utrzymywał żadnego kontaktu. Sąsiedzi nazywali kierowcę „cichym
dziwakiem”. Był nieszkodliwy, ale sympatią również nie
grzeszył. Raczej unikał towarzystwa, a jedynymi kobietami z jakimi
się zadawał były prostytutki. Ponadto mężczyzna nie wyróżniał
się z tłumu niczym szczególnym. Był przeciętnym Amerykaninem,
jakich po ulicach chodziło wielu. Policja nie miała nawet zbyt
dokładnego rysopisu. Choć zdjęcia od rodziny były w miarę
aktualne, sąsiedzi kategorycznie zaprzeczyli, że „Taksówkarz
spod siódemki” tak nie wyglądał. Z ich opisów wynikało, że
był postawnym, dobrze zbudowanym mężczyzną o przeciętnych rysach
człowieka z południa. Brak znaków szczególnych, najpewniej
farbował włosy i nosił soczewki. Udało mu się uciec i skutecznie
ukryć. W wielu komunikatach radiowych i telewizyjnych upraszano
kobiety o zachowanie szczególnej ostrożności i nie wychodzeni
samotnie po zmroku. Nie wiadomo było czy morderca nie uderzy
ponownie.
- Nie
pozwolę, aby jakiś dupek podpierdalał mi robotę i sławę. To ja
jestem tutaj seryjnym mordercą, a nie on. - warknął Zach, gdy
oglądali z Lucy kolejne wiadomości. - To jest kurwa niedorzeczne.
Jak można być takim prostakiem i zabierać komuś robotę? I to
jeszcze w tak amatorski sposób?
-
Uspokój się. Nerwy w niczym ci nie pomogą. - dziewczyna wyłączyła
telewizor i odwróciła się na swoim miejscu, aby spojrzeć na
partnera. - Lepiej pomyśl jak ten koleś ma do nas trafić. Bo to
naprawdę nie jest łatwa sprawa.
-
Jakbym nie wiedział. Chyba będę musiał posunąć się do
niemiłego kroku i rzucić mu wyzwanie. - blondyn westchnął ciężko
i przesunął kilkukrotnie dłońmi po włosach. Robił to zawsze,
gdy był zdenerwowany. - Tylko morderca potrafi odczytać mordercę.
Eh… a tak bardzo nie chciałem tego robić.
-
Czego? - Lucy uniosła lekko brwi. Jednak nie dostała odpowiedzi, a
chłopak ruszył do wyjścia. - Zach? Zach?! Gdzie ty idziesz?! -
krzyknęła za nim, jednak ten zatrzasnął za sobą drzwi i zniknął
w mrok ponurej nocy. - Zajebiście… ciekawe, co wymyślił tym
razem…
Brunetce
nie pozostało nic innego jak przygotować się do spania. Czuła, że
następne dni będą dla niej totalną udręką. Musiała jednak to
wytrzymać i nie panikować. Zach był dorosły i względnie
wiedział, co robi. Potrafił zwabiać niepostrzeżenie swoje ofiary,
więc pewnie i tym razem wymyślił jakiś genialny plan. Lucy
obawiała się tylko, że to będzie bardzo zły pomysł. Wybuchowość
partnera często ją niepokoiła, ale nie mogła go zmienić. Nie
chciała tego robić.
Zach
nie pojawił się w domu przez kolejnych pięć dni. Japonka nie
miała z nim żadnego kontaktu, a na wszelkie pytania z uczelni
zawsze odpowiadała, że nabawił się jakiegoś paskudnego
choróbska, które wciąż go trzyma. Jednak pewnej nocy, gdy
ponownie wymiotowała punktualnie o czwartej nad ranem, ktoś wszedł
do domu. Od razu rozpoznała kroki kochanka, który stąpał w swój
normalny, cichy sposób. Dziewczyna szybko wypłukała usta i
spuściła wodę w toalecie. Wyszła na korytarz i spojrzała na
blondyna. W nikłym świetle kinkietów zauważyła, że miał na
sobie rybacki strój i śmierdział rybami. Nie pominąwszy licznych
plan krwi, które zdobiły jego ubrania.
- Co
jest, kurwa, z tobą nie tak? - zapytała wściekle. - Przez pięć
dni nie dajesz znaku życia. Chodzę wkurwiona jak nie wiem co, chce
mi się płakać i do tego złapałam jelitówkę, a ty sobie
jeździsz na ryby?! Czyś ty się z chuja urwał, tępy blondasie?
- Lucy…
uspokój się, dobrze? Nie musisz się tak denerwować. - stwierdził
spokojnie i podszedł do dziewczyny. Kiedy jednak stanął tuż przy
jej ciele, brunetka złapała się za usta i ponownie pobiegła
zwymiotować. Wydawało się jej, że wcześniej zwróciła wszystko,
ale nadal coś z niej leciało. - Lucy! Chryste! Co się dzieje? -
zapytał Zach, jakby chwilę wcześniej nie przyswoił sobie jej
słów. - Powinienem zawieźć cię do szpitala.
-
Zostaw mnie, dobrze? Daj mi spokój. Idź dalej zajmować się sobą
i miej wyjebane. - warknęła dziewczyna, wisząc nad muszlą
klozetową. - Po prostu odejdź… nie chcę cię widzieć, pojebie.
- mruknęła i wstrząsnęła nią kolejna fala wymiotów.
Zach
nie bardzo wiedział, co ma zrobić w takiej sytuacji. Z jednej
strony nie chciał zostawiać kochanki samej, ale z drugiej wiedział,
że u niej sprawy miały się inaczej. W przeciwieństwie do innych
kobiet, dla niej „nie” to było „nie”. Wiedziała, czego chce
i czego potrzebuje w danym momencie. Skoro pragnęła samotności to
miała niedługo ją dostać. Kiedy chłopak podniósł się z
klęczek i ruszył do drzwi, poczuł na dłoni delikatny uścisk.
- Nie
znikaj więcej z mojego życia… - Lucy patrzyła na blondyna
załzawionymi oczami. - A teraz już idź… chcę zostać sama. -
dodała i oparła się rękoma o muszlę klozetową.
Student
w końcu zostawił kochankę samą i zamknął za sobą drzwi.
Westchnął ciężko i wrócił do holu, gdzie w wielkim worku
spoczywało ledwo żywe cielsko zabójcy Ashley. Nie był to jednak
taksówkarz, o którym trąbiły wszystkie media. Zach miał to
gdzieś. Niech policja dalej zajmuje się szukaniem faceta widmo, a
on pobawi się ze swoją nową ofiarą. Zaciągnął worek do swojego
bunkra. Tam przebrał się w bardziej ludzkie ubrania i wrócił do
domu. Chciał się trochę przespać i może coś zjeść. Omijał
jednak piętro, gdzie aktualnie rządziła Lucy. Jakoś nie miał
ochoty stawiać czoła kobiecie z okresem. Z reguły nie bał się
niczego, ale ta jedna kwestia była ponad jego siły. Wolał się nie
zbliżać. Dlatego też przekimał się na sofie, a rano zjadł kilka
tostów i popił je mocną kawą. Gdy był gotowy, wrócił do
swojego bunkra. Worek, który zostawił w kącie niespokojnie
poruszał się, a ponadto była pod nim plama. Zach pragnął, aby
tym razem nie były to odchody.
-
Pobudeczka, Panie Rybak. - blondyn kopnął ciało, a z wnętrza
worka wydobył się stłumiony jęk. Chłopak sięgnął po nożyczki
i uwolnił ciało mordercy. - No witam, panie… Lower. Stan Lower,
lat pięćdziesiąt cztery, urodzony w stanie Pensylwania. Cóż
sprowadza pana w nasze skromne progi? Co? Młodych dupeczek się
zachciało? Dziwki z Zapizdówka już nie starczały? A może
przyjechałeś tutaj rozsiewać swoje zawszone nasienie? Hm? -
zapytał i wyciągnął knebel z ust kolesia.
- Ty
kutasie! Wypuść mnie natychmiast! Co ty sobie wyobrażasz?! -
krzyknął mężczyzna. - Ratunku! Pomocy!
-
Powodzenia. To pomieszczenie jest w pełni dźwiękoszczelne, więc
możesz drzeć pizdę do usranej śmierci, a i tak nikt tutaj nie
przyjdzie. - blondyn ponownie kopnął ciało spaślaka. - Ile ja się
musiałem namęczyć żeby takie grube cielsko tutaj przytachać to
moje… właśnie dlatego wolę kobiety. Są lżejsze i mnie ohydne.
A ty zdecydowanie należysz do kategorii „oblech roku”. Aż
rzygać mi się chcę jak na ciebie patrzę. Spędzimy tu ze sobą
wiele godzin, więc radzę być grzecznym. Jestem miły, ale mało
cierpliwy. Więc nie próbuj doprowadzać mnie na skraj. - warknął
i ponownie zakneblował faceta. - Pomyślmy… co bym mógł ci
zrobić, abyś cierpiał odpowiednio do Ashley… Wiem, ale nie
powiem. To będzie moja słodka tajemnica. - Zach zaśmiał się
podle i ściągnął łańcuch z haka. - Zabawimy się według moich
zasad, spaślaku… będzie bolało…
Chłopak
musiał użyć sporych pokładów siły, aby wciągnąć grubasa na
hak. Zdążył jednak zauważyć, że z tak obszernym ciałem będzie
mu się dobrze pracowało. Można wielu wyciąć i pobawić się w
chirurga plastycznego. Jednak na sam początek planował kilka
złamań. Wziął więc duży, ciężki młot i wrócił do swojej
ofiary. Uniósł narzędzie do góry i porządnie się nim zamachnął,
a już po chwili obuch miażdżył kości w lewej nodze ofiary. Facet
zawył w knebel, odrzucając głowę do tyłu. Na jego spodniach
pojawiła się kolejna plama moczu, co spotkało się z kolejną
złamaną kością w ciele. Zach zaśmiał się, widząc łzy na
policzkach spaślaka. Oparł trzonek młota o swoje udo i porządnie
zdzielił faceta w pysk. Chyba nawet złamał mu nos. Później
wrócił do miażdżenia nóg ofiary. Kiedy uznał, że mu się
nudzi, wrócił do stołu po skalpel. Nim jednak przeszedł do
głównej zabawy, zerwał koszulę faceta i cofnął się pod wpływem
odoru, który bił od nagiego ciała. Chłopak śmiał przypuszczać,
że pan Lower nie brał prysznica od wielu dni. Powstrzymał odruch
wymiotny i wziął się w garść. Trochę brzydził się dotykać
owłosionego ciała, ale nie miał wyjścia. Złapał grubcia za
brzuch i uniósł wielką fałdę do góry. Nisko spuszczone spodnie
pozwoliły mu dostać się do podbrzusza. Dzięki temu wyprowadził
skalpelem płytkie nacięcie i zatoczył koło wokół całego
tłuszczu. Nie zwracał uwagi na szamoczącego się mężczyznę,
który płakał i próbował się uwolnić z łańcuchów. Zach
wyznaczył sobie jeszcze kilkanaście krwawych kręgów na ciele
ofiary i wsunął skalpel do tylnej kieszeni swoich spodni. Ściągnął
jeansy oraz bieliznę Stana i rzucił je w kąt. Musiał przyznać,
że widok ponownie doprowadził go do mdłości.
- Wiem,
że jesteś obleśny, ale to? Człowieku… to przechodzi ludzkie
pojęcia. Odechciało mi się zabawy. Zrobię co muszę i won…
naprawdę. Tak obleśnego człowieka nie widziałem na oczy nigdy w
życiu. - powiedział z obrzydzeniem i poszedł po gumowe rękawice.
- Nigdy nie przypuszczałem, że torturowanie może sprawić mi tak
wiele nieprzyjemnych wspomnień…
Chłopak
ponownie sięgnął po swój skalpel i zaczął powoli wycinać zwały
tłuszczu, które sobie wyznaczył. Uważnie wycinał fragmenty
ciała, nie przejmując się wyciem faceta i całą krwią, która
wypływała z głębokich ran. Usunięte kawałki wrzucał do wiadra,
planując wykorzystać je w ostatniej części swojego planu. Choć
wcześniej mówił, że nie będzie bawił się z ofiarą zbyt długo,
nagle zmienił zdanie. Ponownie. Gdy wyciął jedną z tłustych
piersi kolesia, podszedł do swojego stołu po brzeszczot. Zach
zamyślił się, a już po chwili wycinał ostrym narzędziem narządy
płciowe. Stan skomlał i wył z bólu, szarpiąc się w swoich
więzach. Próbował nawet poruszać połamanymi nogami, ale to
jedynie przyprawiło go o mdłości. Facet zaczął dusić się
własnymi wymiotami i blondyn musiał mu pomóc. Spuścił go na
ziemię i pozwolił porządnie się wyrzygać. Pierwszy zdarzyło mu
się coś tak obrzydliwego. A za orzyganie butów oprawcy, Stan
dostał kolejne dwa kopniaki w pysk. Zach nie miał cierpliwości do
tak ciężkich przypadków.
Lower
tracił powoli siły. Choć nie bardzo rozumiał za co to wszystko go
spotyka, poczuł ogromne wyrzuty sumienia. Nie powinien zabijać tej
dziewczyny. Mógł ją tylko zgwałcić i porzucić gdzieś w parku.
Ale nie. Musiał ją zakatować. Choć nieszczególnie żałował
tego, co zrobił, czuł wyrzuty sumienia. Jego pierwsza i ostatnia
zbrodnia skończyła się dla niego w paskudny sposób. Nigdy nie
podejrzewał, że może trafić na totalnego świra, który tak go
urządzi. Spod przymkniętych powiek widział swojego fiuta wraz z
jajami, które Zach rzucił na podłogę. Próbował sięgnąć do
swojego krocza, które krwawiło i wydawało się być całkiem
puste. Mężczyzna jeszcze nie wiedział, że to nie koniec jego
tortur. Miał jedynie nadzieję, że uda mu się szybko umrzeć z
nadmiaru wrażeń.
Zach
ponownie wciągnął spaślaka za łańcuchy pod sufit i westchnął
ciężko. Było przed nim jeszcze wiele pracy nad sadłem faceta,
który powoli mu odpływał. Chłopak przytknął do nosa Stana
chusteczkę nasączoną solami trzeźwiącymi, aby dalej trzymać go
w pełni świadomości. Później ponownie sięgnął po brzeszczot i
zabrał się za wyżynanie sadła z brzucha kolesia. Krew tryskała
na wszystkie strony, a kolejne partie zatłuszczonego ciała
zaczynały spadać na ziemię. Blondyn tym razem nie bawił się w
dokładność. Miało boleć i chciał jak najszybciej uwinąć się
ze swoją robotą.
W
pewnym momencie ciałem faceta zaczęły wstrząsać silne dreszcze.
Zach zmarszczył brwi i podniósł wzrok na ofiarę. Zauważył, że
z ust kolesia wypływa sporo krwi. Złapał go za szczękę i
przeklął wściekle. Nim zdążył zareagować w inny sposób, Stan
zdechł. Skurwiel odgryzł sobie język i to było dla jego ciała za
dużo. Wydał z siebie ostatnie tchnienie, a na końcu na podłogę
bunkra opadły odchody martwego spaślaka.
-
Pierdolona świnia. - warknął student i wbił brzeszczot w cielsko
faceta z taką siłą, że porządnie pochlastało mu organy
wewnętrzne. - Masz kurwa pierdolone szczęście, spaślaku…
Zach
musiał teraz zająć się resztą swojego planu, który i tak już
działał mu na nerwy. Wolał wrzucić wszystko do kwasu, ale nie tak
sobie to wymyślił. Chociaż z drugiej strony nic go przed tym nie
powstrzymywało. Na szybko więc zmienił swoje plany i sięgnął po
piłę łańcuchową. Mięso i krew spaślaka tryskała na wszystkie
strony. Blondyn miał na sobie kawałki ciała oraz wiele plam
posoki, jednak pierwszy raz mu to nie przeszkadzało. W końcu na
podłodze leżała bezkształtna kupa mięsa, która nie nadawałaby
się nawet do nakarmienia psów. Chłopak zapakował wszystko do
kwasu, lecz uczucie wkurwienia nie minęło nawet na chwilę. Miał
ochotę coś rozwalić, jednak nie miał nic pod ręką. Wziął
kilka oddechów i rozejrzał się po swoim bunkrze. Pierwszy raz
narobił wokół siebie tak wiele bałaganu, który teraz musiał
posprzątać. Zaśmiał się żałośnie i osunął się na ziemię
po ścianie. Dotknął plamy krwi i uniósł dłoń na wysokość
twarzy.
- I na
chuj ci to było, spaślaku? Mogłeś nie zaczynać… - warknął i
opuścił rękę. W spotkaniu z plamą na podłodze wydała ciche
plaśnięcie, rozbryzgując się na nogi chłopaka. - Nienawidzę
facetów… zawsze są z nimi problemy… - mruknął do siebie i
zamknął oczy, opierając głowę o wybrudzoną ścianę.
- Ja
tam lubię mężczyzn. - nagle w bunkrze dało się słyszeć cichy i
delikatny głos Lucy. Dziewczyna usiadła w swojej piżamie obok
Zach’a i ułożyła głowę na jego ramieniu. Splotła ich dłonie
razem i uśmiechnęła się delikatnie. - Już wszystko jest w
porządku. Nie musisz się niczym przejmować. Spokojnie… damy
sobie radę razem. Dobrze zrobiłeś.
-
Dzięki… - blondyn westchnął cicho. - Chyba masz rację…
- Na
pewno ją mam. - Lu pocałowała zakrwawiony policzek kochanka. - A
teraz ogarnij się. Musimy tu posprzątać. Nawet tortury powinny
odbywać się w ludzkich warunkach. Przecież nie żyjemy w chlewie,
prawda?
-
Prawda.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz