niedziela, 1 lipca 2018

Pierwsza Krew - Krwawi Kochankowie


Wiosna była magicznym okresem roku, kiedy to całe uśpione na zimę życie powracało i budziło się z długiego snu z ogromną mocą. Ulice i parki usiane były zieleniejącymi drzewami, kwitnącymi kwiatami oraz mnóstwem ptaków i robaczków. Zakochane pary chętnie chwaliły się swoimi uczuciami całemu światu, oblegając kawiarniane stoliki czy też kinowe kanapy. Gdzie nie spojrzeć, tam dwójka zapatrzonych w siebie ludzi, którzy świata poza sobą nie widzieli. Jednak w każdym społeczeństwie istniały odrębne jednostki, które nie miały się czym pochwalić.
Wolały spędzać czas samotnie na wykonywanej pracy lub pasji. Nie zależało im, aby ktoś adorował ich istnienie do przesadnego poziomu. Choć nie narzekali na brak towarzystwa, to nie szukali niepotrzebnego balastu jakim była w ich mniemaniu miłość. Jedną z takich osób był bez wątpliwości Zach Smith. Wysoki blondyn zawsze otaczał się wianuszkiem przyjaciół i adoratorek, którzy jedli mu z ręki. Swoimi błękitnymi oczami potrafił zaczarować nawet najtwardsze z serc. Ponadto był idealny pod wszystkimi innymi względami. Inteligenty, zabawny i pełen talentu. Ponadto uwielbiał sport i nie przepuścił nigdy okazji, aby zagrać z kumplami w kosza czy siatkówkę. Dla wielu osób był ideałem bez skazy na życiorysie. Choć jego „przyjaciele” i „fani” nie wiedzieli o nim niczego, czego Zach nie pozwolił im wiedzieć. Nie znali jego przeszłości ani rodziny. Byli jednak tak zapatrzeni w piękny obraz, że pozwalali mamić się idealnym wyobrażeniem.
- Widzimy się jutro, słodziaki. Będę na pewno. Tam, gdzie zawsze. - zapewnił blondyn, stojąc na schodach swojego domu. Odziedziczył go po rodzicach, którzy zaginęli kilka lat wcześniej w bardzo dziwnych okolicznościach. Wraz z nimi odeszły również siostry studenta, a po śmierci dziadków został całkiem sam na świecie. Dom był zadbany i bił z daleka czystością oraz miłością. Zach złapał za klamkę, ale nim otworzył drzwi, odwrócił się jeszcze do swoich przyjaciół. - Pamiętajcie, że to są urodziny Iana i trzeba przynieść prezenty. A kto zapomni ten stawia pierwsze kolejki. - zaśmiał się pogodnie, żegnając przyjaciół. Patrzył przez chwilę na ich oddalające się sylwetki. W końcu jednak wszedł do środka i ściągnął tenisówki oraz skórzaną kurtkę. - Kochanie! Wróciłem!
Nikt jednak nie odpowiedział na wezwanie Zacha. To był dla niego dobry znak. Zmartwiłby się, gdyby dziewczyna w jego „ciemni” wydała z siebie jakiś dźwięk. Była tak mocno skrępowana, że nie powinna móc nawet poruszyć małym palcem u stopy. Ponadto przed wyjściem nafaszerował ją silnymi lekami nasennymi, aby później móc brutalnie wybudzić ją z łagodnego snu. Student jednak najpierw poszedł po butelkę wody. Gdy przekroczył próg pomieszczenia, westchnął przeciągle. Ponownie zapomniał wytrzeć po sobie stołu. Porzucił plan napicia się wody i wyciągnął z szafki pod zlewem mocny roztwór chloru oraz rękawice i gąbkę. Spryskał cały blat chemią i zaczął swoją pracę. Piana, która pojawiała się pod gąbką nabierała coraz to czerwieńszej barwy. Zach z radością zauważył, że cała krew zaczyna przeradzać się w pienistą maź. Wykonując swoją pracę, śmiał się jak dziecko. Usunięcie całej posoki zajęło kilka minut, które okazały się dla niego świetną zabawą. Wiedział jednak, że ta prawdziwa nadejdzie dopiero za chwilę.
Blondyn zgarnął ze sobą butelkę wody oraz wiadro, które zawsze stawiał przy drzwiach na taras. Jedynie z tymi dwoma rzeczami ruszył do „ciemni”, a w zasadzie do pokoju, który znajdował się za ukrytymi w szafie drzwiami. Młody mężczyzna po krótkiej walce z zacinającym się zamkiem usłyszał ciche skrzypnięcie. Wszedł do betonowego pomieszczenia, które mogło przypominać bunkier. Było skonstruowane tak, aby nie przepuszczało grama światła czy dźwięku. Zach zamknął za sobą drzwi i pięknie uśmiechnął się. Widział, że dziewczynie przeszedł już sen. Zgrabna, śliczna piękność o długich nogach i kręconych włosach leżała na zimnej posadzce. Drżała, a na jej policzkach dało się zauważyć ślady łez.
- Dzień dobry, kochanie. Jak się spało? - zapytał figlarnie i zaraz roześmiał się. - Zapomniałem, że nie możesz mówić. Pewnie ta szmata w ustach trochę ci przeszkadza. Powinnaś się przyzwyczaić. Jesteś tu już trzeci dzień i dopiero zdążyłem pozbawić cię jednej piersi oraz trzech palców. Jeszcze trochę sobie tu posiedzimy, kochanie. Chociaż… z taką dziwką jak ty nie ma większej zabawy. Nawet dobrze cię zerżnąć nie mogę, bo jesteś rozepchana jak to wiadro. - stwierdził i kopnął stopą naczynie, które ze sobą przyniósł. - Może w dupę, co? Chociaż przez ostatnie dni zdążyłaś się już tyle razy zesrać z bólu, że to byłoby obrzydliwe. Nie sądzisz? Bo ja tak. - Zach złapał szatynkę za włosy i przeciągnął po całej podłodze. Cisnął nią w kąt pomieszczenia i kucnął. Oczy nastolatki były szeroko otwarte i wydawać by się mogło, że błaga tym samym o litość. - Gdybyś była inna… bardziej niewinna? Może czysta? Tak. Gdybyś tylko była czysta to pewnie bym ci darował. Ale takiej dziwce jak ty? No nie.
Zach ponownie roześmiał się, nic nie robiąc sobie z niemych protestów ofiary. Podszedł powolnym krokiem do stołu, który umieszczony był pod przeciwległą ścianą i zaczął przeglądać znajdujące się tam narzędzia. Najpierw sięgnął po nóż, jednak pokręcił głową i odłożył go na miejsce. Postąpił podobnie ze śrubokrętem, młotkiem i kijem baseballowym. W końcu zdecydował się na grubą, metalową rurę. Ruszył z nią z powrotem do dziewczyny, jednak po chwili ponownie wrócił się do stołu i wziął ze sobą nożyce ogrodnicze. Gdy podszedł do ofiary, skrzywił się. Kopnął szatynkę w głowę i warknął.
- Głupia szmata! Znów zlałaś się na podłogę! - wrzasnął i tym razem przetrącił dziewczynie kolano rurą. - Chciałem być miły. Karmiłem cię i dawałem pić. Nawet cię umyłem i ogoliłem twoją rozjechaną pizdę, a ty co? Jak mi się odpłacasz? Szczasz i srasz mi na podłogę! Naprawdę uważasz, że lubię pracować w takiej atmosferze? - blondyn złapał mocno włosy dziewczyny i szarpnął ją do góry. Wyciągnął z jej ust knebel i uderzył w twarz. - Odpowiadaj, suko!
- N… nie… - wyjąkała, a z jej ust wypadły dwa zęby. - N… nie… nie zab… nie zabijaj mnie… - poprosiła, a łzy ponownie popłynęły z jej ciemnych oczu. - Błagam…
- To wszystko czy dalej będziesz kwilić o swoje życie? - blondyn cisnął nastolatką w kąt i pokręcił głową. Spojrzał na plamę, która powstała z jej moczu i ciężko westchnął. - I teraz będę musiał cię zabić. Znaczy… i tak bym to zrobił, ale jeszcze trochę miałabyś życia, a teraz? No taki chuj jak zostawię cię dychającą. Zdechniesz jak na szmatę przystało. No sorry, taki mamy klimat.
Zach ponownie zakneblował szatynkę i za gardło podźwignął ją do góry. Zaciągnął ją pod hak, który wystawał ze ściany i ocenił na szybko odległość. Dziewczyna nie miała sił, aby stać i zaczęła wysuwać się z uścisku sadysty. Blondyn westchnął głęboko i złapał ofiarę za ręce, która miała skrępowane za plecami. Sprawnie wyłamał jej barki, co skutkowało kolejnym zsikaniem się przez nią na podłogę. Zach powiesił dziewczynę za ręce na haku i pokręcił głową. Wrócił po swoje narzędzia. Nożyce wsunął za pasek spodni, a rurę ważył w dłoniach.
- Wiesz… gardzę takimi jak ty. Zwykła dziwka z sierocińca, która za jednego drinka w klubie jest w stanie obciągnąć nawet największemu oblechowi. - chłopak splunął na twarz płaczącej nastolatki, po czym wymierzył jej silny cios rurą, celując w żebra. - Ciekaw jestem jak dużo kutasów jesteś w stanie w siebie zmieścić. Pięć? Sześć? Dziesięć? Aż chciałbym się przekonać, ale jesteś tak bezużyteczna, że szczasz na cudzą podłogę bez większego powodu. Dlatego musi spotkać cię kara. Ale pocieszę cię, że zawiśniesz w galerii podczas wystawy moich zdjęć. Oczywiście będziesz jedynie manekinem po obróbce graficznej, ale… no cóż. Jakoś muszę zarabiać na życie. - blondyn zaśmiał się głośno i wymierzył ofierze kolejne trzy ciosy rurą w losowe części ciała. Brzuch, udo, twarz. Przy tym ostatnim usłyszał przyjemne chrupnięcie, a szczęka szatynki delikatnie osunęła się. Knebel wypadł z jej ust, a z gardła wydarł się cichy pisk bólu. Stłumiony z powodu złamanej żuchwy, ale zawsze coś. - Podoba się? Bo mi bardzo. - rzucił z uśmiechem, wskazując ledwo przytomnej dziewczynie na swoje krocze. Jego męskość już mocno odznaczała się pod ciasnym materiałem jasnych jeansów. - Naprawdę bym cię zerżnął, ale brzydzę się taką brudną świnią jak ty.
To były ostatnie słowa, jakie wypowiedział tego wieczoru Zach. Później jedynie śmiał się. Na sam początek zabawy mocno poturbował dziewczynę swoją rurą. Widział jak kolejne siniaki pojawiają się na skórze nastolatki, która zdążyła stracić przytomność. Blondyn jednak jej na to nie pozwolił i wybudził ją z błogiego stanu nieświadomości. Na chwilę podszedł do stołu i zabrał z niego skalpel. Wyciął nim język nastolatki i rzucił do wiadra, które ustawił nieopodal siebie. Później, specjalnymi cęgami, zaczął wyrywać kolejne zęby szatynki, jednak te nie wylądowały w aluminiowym pojemniku. Dla nich znalazł o wiele lepsze zastosowanie. Odrzucał bielutkie ząbki dziewczyny w niewielkie pudełeczko i odłożył je na stolik. Kiedy dziąsła Sarah’y, bo chyba tak miała na imię, ziały już tylko czarnymi, zakrwawionymi dziurami, Zach odwrócił dziewczynę plecami do siebie. Nie omieszkał przy tym pchnąć jej na ścianę, a uderzenie zaowocowało przyjemnym dla ucha plaśnięciem.
Zach ponownie wrócił do stołu. Wziął z niego kij baseballowy oraz policyjną pałkę. Z kolejnymi narzędziami tortur wrócił do znów nieprzytomnej Sarah’y. Skutecznie otrzeźwiła ją następna tortura. Blondyn siłą wepchnął w jej cipę trzonek kija, a dupę nafaszerował gumową pałką. Oba narzędzia pchał w nią do momentu, w który nie rozerwały jej wnętrzności, odznaczając się okrągłymi śladami na brzuchu. Zach zaśmiał się, widząc stan torturowanej nastolatki. W końcu zlitował się nad nią i zwyczajnie poderżnął jej gardło. Rozkoszował się swoim dziełem i z dumą obserwował jak życie ulatuje z umęczonej dziewczyny. Wiedział, że tym jednym cięciem wyświadczył jej największą przysługę.
Kolejnym krokiem jego małej zabawy była zwykła praca. Przygotował sobie odpowiednie płótno, które rozłożył na wolnym fragmencie podłogi. Rozwiązał ciało dziewczyny i w artystyczny sposób ułożył je na materiale. Język ułożył tuż nad pępkiem zamordowanej, a z jej zębów stworzył wokół niego aureolę. Dodał jeszcze kilka szczegółów jak świeże kwiaty i Pismo Święte. Ostatnim dotknięciem jego artystycznych rąk było pozbycie się kija oraz pałki. Krew, która trysnęła z wnętrza szatynki zabarwiła płótno. Zach włączył przyniesione lampy, odpowiednio oświetlił swoje dzieło i po wprowadzeniu ostatnich poprawek w ułożeniu ciała, przystąpił do pracy. Fotografował martwą dziewczynę z każdej możliwej strony, szukając tego idealnego ujęcia. Zajęło mu to dobrą godzinę, jednak w końcu mógł po sobie posprzątać. Odłożył aparat do ciemni i zabrał się za rozczłonkowywanie ciała zamordowanej dziwki. Za pomocą piły ogrodowej do przycinania żywopłotów ćwiartował dziewczynę. Gdy wszystko było w miarę małych kawałkach, Zach zaczął topić fragmenty ciała w dużej beczce, którą wypełnił najsilniejszym z kwasów, jakie udało mu się zdobyć na czarnym rynku. To było wszystko. Postanowił, że resztę posprząta kolejnego dnia. Był już zmęczony i chciał już tylko iść spać.


****


- Serdecznie dziękujemy panu Zach’owi za tak wspaniałą, krwawą wystawę zdjęć z jego prywatnej kolekcji. Nigdy jeszcze nie spotkałem się z tak wysublimowanym kunsztem artystycznym. - kustosz galerii, gdzie odbywał się pokaz prac Smith’a przez ostatnie pół godziny rozkoszował się tym, co dane było mu zobaczyć. - Jeszcze raz proszę o gromkie brawa! Zwłaszcza za dzieło zatytułowane „Świętość Mowy”.
Wspomnianym zdjęciem było dzieło, w którym brała udział mała, żałosna dziwka o imieniu Sarah. Gdybyście tylko wiedzieli, co kryje się za moimi pracami to rzygalibyście pod siebie. A ja chętnie uwieczniłbym to na zdjęciu. Grupowy bełt na posadzkę prestiżowej galerii sztuki. Cóż za słodki obraz.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz