Wiosna była magicznym okresem roku, kiedy to całe
uśpione na zimę życie powracało i budziło się z długiego snu z
ogromną mocą. Ulice i parki usiane były zieleniejącymi drzewami,
kwitnącymi kwiatami oraz mnóstwem ptaków i robaczków. Zakochane
pary chętnie chwaliły się swoimi uczuciami całemu światu,
oblegając kawiarniane stoliki czy też kinowe kanapy. Gdzie nie
spojrzeć, tam dwójka zapatrzonych w siebie ludzi, którzy świata
poza sobą nie widzieli. Jednak w każdym społeczeństwie istniały
odrębne jednostki, które nie miały się czym pochwalić.
Wolały spędzać czas samotnie na wykonywanej pracy lub pasji. Nie zależało im, aby ktoś adorował ich istnienie do przesadnego poziomu. Choć nie narzekali na brak towarzystwa, to nie szukali niepotrzebnego balastu jakim była w ich mniemaniu miłość. Jedną z takich osób był bez wątpliwości Zach Smith. Wysoki blondyn zawsze otaczał się wianuszkiem przyjaciół i adoratorek, którzy jedli mu z ręki. Swoimi błękitnymi oczami potrafił zaczarować nawet najtwardsze z serc. Ponadto był idealny pod wszystkimi innymi względami. Inteligenty, zabawny i pełen talentu. Ponadto uwielbiał sport i nie przepuścił nigdy okazji, aby zagrać z kumplami w kosza czy siatkówkę. Dla wielu osób był ideałem bez skazy na życiorysie. Choć jego „przyjaciele” i „fani” nie wiedzieli o nim niczego, czego Zach nie pozwolił im wiedzieć. Nie znali jego przeszłości ani rodziny. Byli jednak tak zapatrzeni w piękny obraz, że pozwalali mamić się idealnym wyobrażeniem.
Wolały spędzać czas samotnie na wykonywanej pracy lub pasji. Nie zależało im, aby ktoś adorował ich istnienie do przesadnego poziomu. Choć nie narzekali na brak towarzystwa, to nie szukali niepotrzebnego balastu jakim była w ich mniemaniu miłość. Jedną z takich osób był bez wątpliwości Zach Smith. Wysoki blondyn zawsze otaczał się wianuszkiem przyjaciół i adoratorek, którzy jedli mu z ręki. Swoimi błękitnymi oczami potrafił zaczarować nawet najtwardsze z serc. Ponadto był idealny pod wszystkimi innymi względami. Inteligenty, zabawny i pełen talentu. Ponadto uwielbiał sport i nie przepuścił nigdy okazji, aby zagrać z kumplami w kosza czy siatkówkę. Dla wielu osób był ideałem bez skazy na życiorysie. Choć jego „przyjaciele” i „fani” nie wiedzieli o nim niczego, czego Zach nie pozwolił im wiedzieć. Nie znali jego przeszłości ani rodziny. Byli jednak tak zapatrzeni w piękny obraz, że pozwalali mamić się idealnym wyobrażeniem.
- Widzimy się jutro, słodziaki. Będę na pewno.
Tam, gdzie zawsze. - zapewnił blondyn, stojąc na schodach swojego
domu. Odziedziczył go po rodzicach, którzy zaginęli kilka lat
wcześniej w bardzo dziwnych okolicznościach. Wraz z nimi odeszły
również siostry studenta, a po śmierci dziadków został całkiem
sam na świecie. Dom był zadbany i bił z daleka czystością oraz
miłością. Zach złapał za klamkę, ale nim otworzył drzwi,
odwrócił się jeszcze do swoich przyjaciół. - Pamiętajcie, że
to są urodziny Iana i trzeba przynieść prezenty. A kto zapomni ten
stawia pierwsze kolejki. - zaśmiał się pogodnie, żegnając
przyjaciół. Patrzył przez chwilę na ich oddalające się
sylwetki. W końcu jednak wszedł do środka i ściągnął tenisówki
oraz skórzaną kurtkę. - Kochanie! Wróciłem!
Nikt jednak nie odpowiedział na wezwanie Zacha.
To był dla niego dobry znak. Zmartwiłby się, gdyby dziewczyna w
jego „ciemni” wydała z siebie jakiś dźwięk. Była tak mocno
skrępowana, że nie powinna móc nawet poruszyć małym palcem u
stopy. Ponadto przed wyjściem nafaszerował ją silnymi lekami
nasennymi, aby później móc brutalnie wybudzić ją z łagodnego
snu. Student jednak najpierw poszedł po butelkę wody. Gdy
przekroczył próg pomieszczenia, westchnął przeciągle. Ponownie
zapomniał wytrzeć po sobie stołu. Porzucił plan napicia się wody
i wyciągnął z szafki pod zlewem mocny roztwór chloru oraz
rękawice i gąbkę. Spryskał cały blat chemią i zaczął swoją
pracę. Piana, która pojawiała się pod gąbką nabierała coraz to
czerwieńszej barwy. Zach z radością zauważył, że cała krew
zaczyna przeradzać się w pienistą maź. Wykonując swoją pracę,
śmiał się jak dziecko. Usunięcie całej posoki zajęło kilka
minut, które okazały się dla niego świetną zabawą. Wiedział
jednak, że ta prawdziwa nadejdzie dopiero za chwilę.
Blondyn zgarnął ze sobą butelkę wody oraz
wiadro, które zawsze stawiał przy drzwiach na taras. Jedynie z tymi
dwoma rzeczami ruszył do „ciemni”, a w zasadzie do pokoju, który
znajdował się za ukrytymi w szafie drzwiami. Młody mężczyzna po
krótkiej walce z zacinającym się zamkiem usłyszał ciche
skrzypnięcie. Wszedł do betonowego pomieszczenia, które mogło
przypominać bunkier. Było skonstruowane tak, aby nie przepuszczało
grama światła czy dźwięku. Zach zamknął za sobą drzwi i
pięknie uśmiechnął się. Widział, że dziewczynie przeszedł już
sen. Zgrabna, śliczna piękność o długich nogach i kręconych
włosach leżała na zimnej posadzce. Drżała, a na jej policzkach
dało się zauważyć ślady łez.
- Dzień dobry, kochanie. Jak się spało? -
zapytał figlarnie i zaraz roześmiał się. - Zapomniałem, że nie
możesz mówić. Pewnie ta szmata w ustach trochę ci przeszkadza.
Powinnaś się przyzwyczaić. Jesteś tu już trzeci dzień i dopiero
zdążyłem pozbawić cię jednej piersi oraz trzech palców. Jeszcze
trochę sobie tu posiedzimy, kochanie. Chociaż… z taką dziwką
jak ty nie ma większej zabawy. Nawet dobrze cię zerżnąć nie
mogę, bo jesteś rozepchana jak to wiadro. - stwierdził i kopnął
stopą naczynie, które ze sobą przyniósł. - Może w dupę, co?
Chociaż przez ostatnie dni zdążyłaś się już tyle razy zesrać
z bólu, że to byłoby obrzydliwe. Nie sądzisz? Bo ja tak. - Zach
złapał szatynkę za włosy i przeciągnął po całej podłodze.
Cisnął nią w kąt pomieszczenia i kucnął. Oczy nastolatki były
szeroko otwarte i wydawać by się mogło, że błaga tym samym o
litość. - Gdybyś była inna… bardziej niewinna? Może czysta?
Tak. Gdybyś tylko była czysta to pewnie bym ci darował. Ale takiej
dziwce jak ty? No nie.
Zach ponownie roześmiał się, nic nie robiąc
sobie z niemych protestów ofiary. Podszedł powolnym krokiem do
stołu, który umieszczony był pod przeciwległą ścianą i zaczął
przeglądać znajdujące się tam narzędzia. Najpierw sięgnął po
nóż, jednak pokręcił głową i odłożył go na miejsce. Postąpił
podobnie ze śrubokrętem, młotkiem i kijem baseballowym. W końcu
zdecydował się na grubą, metalową rurę. Ruszył z nią z
powrotem do dziewczyny, jednak po chwili ponownie wrócił się do
stołu i wziął ze sobą nożyce ogrodnicze. Gdy podszedł do
ofiary, skrzywił się. Kopnął szatynkę w głowę i warknął.
- Głupia szmata! Znów zlałaś się na podłogę!
- wrzasnął i tym razem przetrącił dziewczynie kolano rurą. -
Chciałem być miły. Karmiłem cię i dawałem pić. Nawet cię
umyłem i ogoliłem twoją rozjechaną pizdę, a ty co? Jak mi się
odpłacasz? Szczasz i srasz mi na podłogę! Naprawdę uważasz, że
lubię pracować w takiej atmosferze? - blondyn złapał mocno włosy
dziewczyny i szarpnął ją do góry. Wyciągnął z jej ust knebel i
uderzył w twarz. - Odpowiadaj, suko!
- N… nie… - wyjąkała, a z jej ust wypadły
dwa zęby. - N… nie… nie zab… nie zabijaj mnie… - poprosiła,
a łzy ponownie popłynęły z jej ciemnych oczu. - Błagam…
- To wszystko czy dalej będziesz kwilić o swoje
życie? - blondyn cisnął nastolatką w kąt i pokręcił głową.
Spojrzał na plamę, która powstała z jej moczu i ciężko
westchnął. - I teraz będę musiał cię zabić. Znaczy… i tak
bym to zrobił, ale jeszcze trochę miałabyś życia, a teraz? No
taki chuj jak zostawię cię dychającą. Zdechniesz jak na szmatę
przystało. No sorry, taki mamy klimat.
Zach ponownie zakneblował szatynkę i za gardło
podźwignął ją do góry. Zaciągnął ją pod hak, który wystawał
ze ściany i ocenił na szybko odległość. Dziewczyna nie miała
sił, aby stać i zaczęła wysuwać się z uścisku sadysty. Blondyn
westchnął głęboko i złapał ofiarę za ręce, która miała
skrępowane za plecami. Sprawnie wyłamał jej barki, co skutkowało
kolejnym zsikaniem się przez nią na podłogę. Zach powiesił
dziewczynę za ręce na haku i pokręcił głową. Wrócił po swoje
narzędzia. Nożyce wsunął za pasek spodni, a rurę ważył w
dłoniach.
- Wiesz… gardzę takimi jak ty. Zwykła dziwka z
sierocińca, która za jednego drinka w klubie jest w stanie
obciągnąć nawet największemu oblechowi. - chłopak splunął na
twarz płaczącej nastolatki, po czym wymierzył jej silny cios rurą,
celując w żebra. - Ciekaw jestem jak dużo kutasów jesteś w
stanie w siebie zmieścić. Pięć? Sześć? Dziesięć? Aż
chciałbym się przekonać, ale jesteś tak bezużyteczna, że
szczasz na cudzą podłogę bez większego powodu. Dlatego musi
spotkać cię kara. Ale pocieszę cię, że zawiśniesz w galerii
podczas wystawy moich zdjęć. Oczywiście będziesz jedynie
manekinem po obróbce graficznej, ale… no cóż. Jakoś muszę
zarabiać na życie. - blondyn zaśmiał się głośno i wymierzył
ofierze kolejne trzy ciosy rurą w losowe części ciała. Brzuch,
udo, twarz. Przy tym ostatnim usłyszał przyjemne chrupnięcie, a
szczęka szatynki delikatnie osunęła się. Knebel wypadł z jej
ust, a z gardła wydarł się cichy pisk bólu. Stłumiony z powodu
złamanej żuchwy, ale zawsze coś. - Podoba się? Bo mi bardzo. -
rzucił z uśmiechem, wskazując ledwo przytomnej dziewczynie na
swoje krocze. Jego męskość już mocno odznaczała się pod ciasnym
materiałem jasnych jeansów. - Naprawdę bym cię zerżnął, ale
brzydzę się taką brudną świnią jak ty.
To były ostatnie słowa, jakie wypowiedział tego
wieczoru Zach. Później jedynie śmiał się. Na sam początek
zabawy mocno poturbował dziewczynę swoją rurą. Widział jak
kolejne siniaki pojawiają się na skórze nastolatki, która zdążyła
stracić przytomność. Blondyn jednak jej na to nie pozwolił i
wybudził ją z błogiego stanu nieświadomości. Na chwilę podszedł
do stołu i zabrał z niego skalpel. Wyciął nim język nastolatki i
rzucił do wiadra, które ustawił nieopodal siebie. Później,
specjalnymi cęgami, zaczął wyrywać kolejne zęby szatynki, jednak
te nie wylądowały w aluminiowym pojemniku. Dla nich znalazł o
wiele lepsze zastosowanie. Odrzucał bielutkie ząbki dziewczyny w
niewielkie pudełeczko i odłożył je na stolik. Kiedy dziąsła
Sarah’y, bo chyba tak miała na imię, ziały już tylko czarnymi,
zakrwawionymi dziurami, Zach odwrócił dziewczynę plecami do
siebie. Nie omieszkał przy tym pchnąć jej na ścianę, a uderzenie
zaowocowało przyjemnym dla ucha plaśnięciem.
Zach ponownie wrócił do stołu. Wziął z niego
kij baseballowy oraz policyjną pałkę. Z kolejnymi narzędziami
tortur wrócił do znów nieprzytomnej Sarah’y. Skutecznie
otrzeźwiła ją następna tortura. Blondyn siłą wepchnął w jej
cipę trzonek kija, a dupę nafaszerował gumową pałką. Oba
narzędzia pchał w nią do momentu, w który nie rozerwały jej
wnętrzności, odznaczając się okrągłymi śladami na brzuchu.
Zach zaśmiał się, widząc stan torturowanej nastolatki. W końcu
zlitował się nad nią i zwyczajnie poderżnął jej gardło.
Rozkoszował się swoim dziełem i z dumą obserwował jak życie
ulatuje z umęczonej dziewczyny. Wiedział, że tym jednym cięciem
wyświadczył jej największą przysługę.
Kolejnym krokiem jego małej zabawy była zwykła
praca. Przygotował sobie odpowiednie płótno, które rozłożył na
wolnym fragmencie podłogi. Rozwiązał ciało dziewczyny i w
artystyczny sposób ułożył je na materiale. Język ułożył tuż
nad pępkiem zamordowanej, a z jej zębów stworzył wokół niego
aureolę. Dodał jeszcze kilka szczegółów jak świeże kwiaty i
Pismo Święte. Ostatnim dotknięciem jego artystycznych rąk było
pozbycie się kija oraz pałki. Krew, która trysnęła z wnętrza
szatynki zabarwiła płótno. Zach włączył przyniesione lampy,
odpowiednio oświetlił swoje dzieło i po wprowadzeniu ostatnich
poprawek w ułożeniu ciała, przystąpił do pracy. Fotografował
martwą dziewczynę z każdej możliwej strony, szukając tego
idealnego ujęcia. Zajęło mu to dobrą godzinę, jednak w końcu
mógł po sobie posprzątać. Odłożył aparat do ciemni i zabrał
się za rozczłonkowywanie ciała zamordowanej dziwki. Za pomocą
piły ogrodowej do przycinania żywopłotów ćwiartował dziewczynę.
Gdy wszystko było w miarę małych kawałkach, Zach zaczął topić
fragmenty ciała w dużej beczce, którą wypełnił najsilniejszym z
kwasów, jakie udało mu się zdobyć na czarnym rynku. To było
wszystko. Postanowił, że resztę posprząta kolejnego dnia. Był
już zmęczony i chciał już tylko iść spać.
****
- Serdecznie dziękujemy panu Zach’owi za tak
wspaniałą, krwawą wystawę zdjęć z jego prywatnej kolekcji.
Nigdy jeszcze nie spotkałem się z tak wysublimowanym kunsztem
artystycznym. - kustosz galerii, gdzie odbywał się pokaz prac
Smith’a przez ostatnie pół godziny rozkoszował się tym, co dane
było mu zobaczyć. - Jeszcze raz proszę o gromkie brawa! Zwłaszcza
za dzieło zatytułowane „Świętość Mowy”.
„Wspomnianym zdjęciem było dzieło, w
którym brała udział mała, żałosna dziwka o imieniu Sarah.
Gdybyście tylko wiedzieli, co kryje się za moimi pracami to
rzygalibyście pod siebie. A ja chętnie uwieczniłbym to na zdjęciu.
Grupowy bełt na posadzkę prestiżowej galerii sztuki. Cóż za
słodki obraz.”

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz